niedziela, 6 lutego 2011

Deaf Center - Owl Splinters

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3cAoE4048ljw8FmVYBApXiKrTVFnqix1T_AyycTmUF95NHbJnUqt1eXlMCZIH8og2epfSEgNTPZUY4hV1qSdu0M29x7yy7hDBdIP5jHdA2mVcakoD_GEFkfGGbhevqBkosLnLnjUt6UNS/s320/Deaf+Center+Owl+Splinters.jpg

Deaf Center to norweski duet w skład którego wchodzą Erik Skodvin i Otto Totland - szkolni przyjaciele, któzy postanowili razem pisać muzykę. Proste prawda? Owszem, ale ich muzyka jest dużo głębsza i ciekawsza niż sposób powstania "DC". W 2005 roku narobili sporo szumu swoim pierwszym albumem długogrającym zatytułowanym "Pale Ravine". Płyta ta była dla mnie czymś w rodzaju soundtracku do nieistniejącego filmu i otrzymała genialne recenzje od branżowych portali. Teraz, po 6 latach wypuszczają swoje drugie dzieło - "Owl Splinters". I trzeba przyznać, że jest równie dobre, co pierwsze. Co ważne, Deaf Center mają swoje, bardzo charakterystyczne brzmienie, a obracając się w dzisiejszych czasach w okolicach gatunków modern classical/ambient o to bardzo trudno. Na "Owl Splinters" dostajemy piękne, długie, drone'owe wręcz dźwiękowe przestrzenie, które pięknie współgrają z fortepianowymi miniaturami, a wszystko to ubrane jest w formę muzycznego, pełnego napięcia thrillera. Świetnym zabiegiem jest umieszczenie skrzeczących i skrzypiących partii smyczkowych wspaniale wypełniających kompozycje, które od razu skojarzyły mi się z muzyką Richarda Skeltona z "Marking Time". Zresztą całą płytę można skojarzyć z twórczością czy to Skeltona, Irisarriego, Marsena Julesa czy Juliena Neto. A mimo to od razu wiesz, że to Deaf center. I to jest chyba najlepsza rekomendacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz