piątek, 3 maja 2013

Chance The Rapper - Acid Rap (2013)

http://0.tqn.com/d/rap/1/0/9/p/-/-/chance-the-rapper-acid-rap.jpg 


Chance The Rapper - zapamiętajcie tę ksywę, bo myślę, że kolo w niedalekiej przyszłości zaatakuje już bardzo duże grono odbiorców. Duuużo większe, niż ma teraz. Chancelor Bennett, bo tak naprawdę nazywa się bohater tego wpisu, pierwszy raz dał o sobie znać dość niedawno. W 2012 roku wydał mikstejp "10 Day", który jak na debiut zrobił niezłe "bum", bo myślę, że można tak nazwać 20,000 pobrań z datpiffa i wspominkę w Forbesie. Dzięki temu udało mu się zakumplować z Joey Bada$$em, czy Childish Gambino. Z tym drugim od razu załapał nić porozumienia, dograł mu się na mikstejp "Royalty" (co było w sumie moim pierwszym kontaktem z Chancem) a potem został zabrany przez niego w trasę. Rok później, z rozpoznawalną już w jakimś stopniu ksywką ten młody kot z Chicago wypuszcza materiał, który wg. mnie będzie "czarnym koniem" 2013 roku i w sumie już mu zapewnia wybór do kolejnej edycji Freshmanów XXL. Panie i panowie, oto "Acid Rap"!

Pyk cyk, wchodzimy na datpiff, pyk cyk "download". W tym czasie oglądam tracklistę. No i od razu mi się spodobało. Poza kilkoma ksywkami, które widzę pierwszy raz na oczy pojawiają się również Twista, Ab-Soul, Action Bronson, BJ The Chicago Kid  no i oczywiście Childish Gambino. Obiecujący, propsowany przeze mnie zestaw. Producencko na pewno wybijają się Jake One i Cam z J.U.S.T.I.C.E League. Mikstejp otwiera "Good Ass Intro" i rzeczywiście jest to good ass intro. Od pierwszych sekund czuć, że ten tejp to będzie piękne uzupełnienie słońca i butelki "Perły", bo co lepiej do tego pasuje jak nie piano-akordy i damski wokal? Chance od pierwszych wersów pokazuje to, co u raperów cenię, czyli elastyczność na bicie, fajne flow i zdolność tworzenia przekminkowych, dwuznacznych wersów (zapraszam na rap geniusa):

Raps just make me anxious and acid made me crazy
Them squares just made me looser and that wax just made me lazy
  And I still make this song, and I'mma make another 
If you ever actually hit me, better watch out for my brother

Od tego momentu wiedziałem, ze mi się spodoba. Propsy również, za wplecenie w numer juke'owej rytmiki, czyli stylu unikalnego dla rodzinnego miasta Chancelora - Chicago.
Po intrze przechodzimy do drugiego numeru - "Pusha Man", który podzielony jest na 2 części (coś jak Oceanowe "Pyramids", tylko mniej płynnie i krócej, że tak niby z hidden trackiem, hehe) i jego druga połówka to chyba mój ulubiony fragment tej płyty. Po prostu kocham takie bity i melodyjność wokalu. Tym minimalizmem mnie zniszczył totalnie. 



Melancholijny klimat po "Pusha Manie" zostaje przedłużony w "Cocoa Butter Kisses", czyli numerze o tym, jak matka Chancelora zdaje sobie sprawę, że jej syn jest już dorosłym gościem. Słodko nieprawdaż? Na wyróżnienie zasługuje też zwroteczka Twisty, który jak na weterana trzyma na prawdę solidny poziom. Kolejne na trackliście "Juice" było singielkiem, i jest naprawdę spoko trakiem, ale jego problemem jest to, ze jest umiejscowiony po sztosie i przed kolejnym, czyli przed "Lost" z gościnnym udziałem Noname Gypsy (wtf, kto to?). Ten numer to milutki lovesong do dragów/kobiety. Ale to płynie! Delikatny bicik, muzykalne, podśpiewywane flow Chance'a, kozacki refren i zwrotka Noname Gypsy, która brzmi jak kopia Kilo Kish! Po prostu przepiękny track, "repeat mode" murowany.

Zresztą tak samo jak kolejny numer w kolejności, czyli "Everybody's Something" ze świetnym udziałem sampla z "Fall In Love",  BJ The Chicago Kida i Saby, w którym padają takie kozackie wersy jak We invented rock before the Stones got through. Później mamy "Intrelude" i "Fauvorite Song" z gościnką Childisha Gambino i o dziwo ten track to dla mnie najsłabszy punkt płyty, ehh, szkoda, bo jaram się rapem Glovera. Na szczęście szybko o tym zapomniałem, kiedy na głośniki wleciało opór wyluzowane "NaNa" z nieporadnie wyjącym Action Bronsonem co jest bardzo wkręcające i urzekające. :) Po Bronsonie dostajemy numer z kolejnym fejmowym gościem, który na zdrowy rozsądek w ogóle nie powinien się z Chancem dogadać. I pod względem stylistyki, i pod względem dobieranych bitów, również pod względem tematów. A jednak. Numer "Smoke Again" z Ab-Soulem wypadł zaskakująco dobrze (choć na początku nie byłem do niego przekonany), to UUUuuUUuuuUUU od momentu katowanka tego mikstejpu pojawia mi się co jakiś czas nieoczekiwanie w bani i nie chce za bardzo jej opuszczać.

"Acid Rain" również było singlem, i był to dobry wybór, bo traczyna ma świetny, gitarowy sampel i chórki w tle - co za klimacik. Poza tym bardzo mi się kojarzy ze stylem Kendricka, Lamar idealnie by się na tym odnalazł. Potem wlatuje "Chain Smoker", który w bliżej nieznany mi sposób łączy czilautowy wajbik z trapem (ps. to prawda!). No i koniec, jest outro idealnie podsumowujące ten mikstejp swoim luzem i pozytywnym przekazem. 

Przeleciało to strasznie szybko i co najważniejsze, ma ogromnie wysoki "replay value". Chance jak na 19 latka jest niesamowicie ukierunkowany, ma swój niepowtarzalny styl już na drugim mikstejpie, a co ważniejsze ten styl jest po prostu uzależniający. Wszechstronnośc tego typka nie zna granic. Ma w sumie wszystko co trzeba, żeby osiągnąć sukces - piękne flow, melodyjność, potrafi pośpiewać bez autotune'a, jest mocnym punchlinerem, stać go na koncept album, umie się wpasować w wiele styli jednocześnie nie tracąc swojego. Nie widzę powodu, dla którego gość z charyzmą podobną do Childish Gambino, czuciem muzyki Kendricka Lamara (oczywiście jeszcze w odpowiednich proporcjach) i przystępnością Macklemore'a nie miał być czołowym graczem na scenie za kilka (raczej mnie niż więcej) lat. Jedyną rzeczą, któa może kogoś odrzucić od jego muzyki to głos, który jest dość skrzeczący i rozumiem, że niektórych może męczyć, ale wiadomo -  to mocno subiektywna sprawa i skoro Lil Wayne skrzecząc zrobił taką karierę, to nie powinno to mieć większego wpływu na jej rozwój u Chance'a The Rappera. Kibicuję ci chłopaku, bo od czasów The Cool Kids z nikim z Chicago nie wiązałem takich nadziei (pozdro Chief Keef).

POBIERZ SOBIE

8,5/10