środa, 1 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013 - TOP 38

2013

Tak, wiem, że sporo płyt ominąłem (RP Boo, J. Cole, Jay Z, Special Request, Jessy Lanza, Lil Jabba i jeszcze wieeele elektroniki), ale po prostu nie przesłuchałem ich w takim stopniu, żeby być w stanie je sklasyfikować, lub nie słuchałem ich w ogóle. W związku z tym na tej liście widnieją wszystkie albumy, które ogarnąłem w takim stopniu, że potrafię wystawić im ocenę.

38. TORO Y MOI - ANYTHING IN RETURN
Wynudziłem się przy tym tragicznie, chyba największy zawód roku. Toro uwielbiam, ale na tej płycie nie ma dosłownie nic, co mogłoby mnie skłonić do 2 odsłuchu. Miałkie, nudne, bezpłciowe. Żaden numer nawet nie ociera się o poziom "Talamak". Smuteczek, ale wierzę, że się odbije. Gorzej nie będzie.

37. KANYE WEST - YEEZUS
Coś strasznego. Jedna wielka kakofonia udająca nowatorstwo sprytnie ubrana we wdzianko "genialnego" konceptu i "sztuki". Mi to jednak bardziej podchodzi pod nieudolną próbę zdążenia zamknięcia płyty przed terminem i dorabiania do tego wiarygodnej ideologii, niż wielce przemyślanej wizji Westa. Jeśli chce posłuchać zbuntowanego, experymentalnego, nowatorskiego "rapu" to wybieram Death Grips. "Yeezus" tot akie Death grips dla MTV. Sami widzicie, że coś w tym zdaniu nie gra.

36. NOSAJ THING - HOME
Kolejne rozczarowanie. Nosaj Thing to mega uzdolniony gość, i niesamowicie czekałem na ten album w sumie w ciemno stawiająć go w czołówce roku. Do tego apetyt podkręcał singiel
"Eclipse/Blue", który jest naprawdę świetny. Niestety, nie ma na tej płycie nic ciekawego, poza właśnie tym singlem. Smuteczek vol. 2.

35. LIL WAYNE - I AM NOT A HUMAN BEING II
Wygląda na to, że u Weezyego poziom będą trzymać tylko "Cartery", bo jego ostatnie dokonania misktejpowe, jaki i oba IANAHB są słabiutkie. IANAHBII ma kozacką okładkę, trochę fajnych panczy i genialne "God Bless America". Poza tym nic ciekawego, stać cię na więcej niż prostackie wersy o dupeczkach i ćpaniu panie Carter.

34. THE WEEKND - KISS LAND
Tak to już jest, gdy się na początku stawia poprzeczkę niesamowicie wysoko, a potem próbuje tylko klonować swoje wcześniejsze dokonania. Ciężko ocenić pozytywnie album, skoro nie ma na nim nic ciekawszego niż to co słyszeliśmy wcześniej na 3 mikstejpach. Trochę więcej kreatywności Abel, "Live For" to za mało, żeby zrobić dobrą płytę.

33. FRENCH MONTANA - EXCUSE MY FRENCH
Tutaj mamy pierwszą niespodziankę. Jak powszechnie wiadomo French Montana to rapowy kaleka, więc pozycję 33 należy traktować jako sukces. Nie będę ukrywał, że tę płytę zrobiły bity. Szczerze mówiąc to wg. mnie mamy tu do czynienia z największym stężeniem bangerów w tym roku. Sukcesem samego Frencha jest to, że nie przeszkadza, a to sprawia, że w samochodzie można spokojnie bez skipowania tę płytę przesłuchać i nawet być zadowolonym. Tylko tyle i aż tyle.

32. KID CUDI - INDICUD
Miałem duże oczekiwania, a wyszło opór średnio. Nie wiem, jakoś wydaje mi się, że Cudi coraz gorzej podśpiewuje, aż irytujący jest czasami. Tak naprawdę mógł z tego zrobić krótką epkę. Props za "Just What I Am" i "Young Lady" bo to świetne numery, jakby utrzymał ten poziom to by był dużo wyżej, a tak to wyszło jak wyszło.  

31. KILO KISH - K+
Bardzo przyjemny materiał od Kilo Kish. Niby nic odkrywczego, szczerze mówiąc to nie ma na tym, żadnego konkretnego numeru, który mógłbym wyróżnić, ale połączenie spokojnych bitów i mega przyciągającego głosu  + melorecytacji pani z nagłówka to niezawodna formuła. Posłuchaj sobie "Creepwave" z gościnnym udziałem Flatbush Zombies a ogarniesz o co chodzi. Ocenę podwyższa dołączenie do odsłuchu aspektu wizualnego w postaci fotki panny Kish.

30.  ASAP ROCKY - LONGLIVEASAP 
W sumie rozczarowanie. Nie ma nawet podjazdu do LiveLoveASAP. Oczywiście rozumiem, że to już w pełni mainstreamowy krążek i żeby się odpowiednio sprzedać, trzeba było załagodzić przećpane, kodeinowe brzmienie, oraz wrzucić kilka radiowych singlii, ale cóż, to nie mój problem. Są tutaj przebłyski jak np. "Angels", czy otwierające "LongLiveASAP" z genialnym hookiem na refren, ale tak jak w przypadkach Weeknda czy Cudiego. To za mało. Tym bardziej biorąc pod uwagę jaki potencjał ma ASAP Rocky.


29. BONOBO - THE NORTH BORDERS
Wynudziłem się strasznie. Mam wrażenie, że Bonobo wyczerpał swoje paliwo i ciężko mu już stworzyć coś oryginalnego, bo szczerze mówiąc nie potrafię odróżnić numerów z tego albumu od tych z "Black Sands". Oprócz tego to płyta gorsza od poprzedniej. Wiadomo, Bonobo broni się jakością, dlatego oczywiście nie powiem, że "TNB" to album słaby, jednak czy chcę go dzisiaj w ogóle słuchać? Niestety nie.


28. ATOMS FOR PEACE - AMOK
W sumie mógłbym przepisać notatkę z albumu Bonobo. Wiadomo, że trio Thom Yorke, Flea i Nigel Goodrich zawsze obroni się jakością jednak znając ich możliwości to jest to dzieło bardzo przeciętne. wszystko tu zlewa się w jednego wielkiego gluta, za mało tu jakiejkolwiek kreatywności, próby budowania klimatu. Tak plumka to sobie, aż doplumkuje do końca i to tyle. Zero emocji.
Czy chcę go dzisiaj w ogóle słuchać? Niestety nie.




27. QUASIMOTO - YESSIR WHATEVER

  Mam słabość do tego projektu Madliba. Lord Quas zawsze miał u mnie wysokie miejsce w hierarchii, jednak ciężko postawić ten album wyżej niż wylądował, skoro to tak na prawdę nie album, a składak z niewydanych, lub niedostępnych na tę chwilę rzeczy. Zwykła paczka rare'ów od Madliba. Jasne, dalej buja, dalej to ten Quas jakiego kochamy, tylko jeśli wszystko to nie ma konceptu i jakiegoś spójnego pomysłu, to nigdy nie wyjdzie ponad jakiś tam level. W sumie nie można być rozczarowanym, bo wiadomo było jak to będzie wyglądać, ale z drugiej strony marząc o kolejnym klasyku od Madliba ciężko się jakoś nad tym rozpływać.
 
 

26. VNM - PROPEJN
Jedna z dwóch polskich płyt w zestawieniu. Fał zawsze nagrywał dobre longpleje, ale również zawsze musiał jakoś przykwasić, jak np. robiąc singlem numer "Flaj" z De Nekst Best. Tym razem obyło się bez spektakularnych wpadek. Album trzyma równy poziom i pokazuje, że VNM to typ siedzący w ścisłej czołówce jeśli chodzi o skillsy w Polsce (nawet mimo tego śmiesznego podbijania rymów jakimiś onomatopejami itp). To co zrobił tutaj SoDrumatic to majstersztyk, dla mnie chyba nr 1 producentów w naszym kraju (a na pewno znajduje się w top3).

 

25. PUSHA T - WRATH OF CAINE
Może i to dziwne, że jest w zestawieniu "Wrath of Caine" a nie ma "My Name is My Name", ale szczerze mówiąc LP 1/2 skłądu Clipse w ogóle mnie nie porwało i nie jestem w stanie go ocenić, gdyż przesłuchałem ten album może 2 razy. "Wrath of Caine" za to gościło na moich głośnikach więcej, i mimo, że dla mnie to rozczarowanie (Pusha T to jeden z moich ulubionych raperów) to i tak polecam. "Millions" to przeokrutny banger, "Only You can Tell" świetnie wykorzystuje sampel zespołu Yes, a "Blocka" to kandydat do numeru roku i kawałek który wg. mnie definiuje to, co powinien robić Pusha T. 


24. MAC MILLER - WATCHING MOVIES WITH THE SOUND OFF
  Kiedy już zaczynałem go skreślać, to on wypalił z całkiem przyzwoitym albumem. Może trochę przydługim, i z kilkoma zapychaczami, ale dalej na prawdę całkiem fajnym. Mac postanowił poszukać nowej tożsamości i chyba ją znalazł, choć to na razie prototyp. Śpiewanie, bity jak wyjęte z dysków twardych członków Odd Future, mocno rozleniwione flow - Miller zauważył, że formuła college boya z plecakiem już się wypaliła i zaczął szukać. Znalazł, ale czekam aż poskłąda elementy tej układanki do kupy, wtedy może się wbić w top 10.

23. FLATBUSH ZOMBIES - BETTER OFF DEAD
Zawsze jak myślę "Flatbush Zombies", to od razu do głowy wpadają mi The Underachievers. Raczej nie bez powodu. Obie ekipy są z Nowego Jorku (wywodzą się wręcz z tego samego miejsca, właśnie z Flatbush na Brooklynie), obie wypłynęły na świat w podobnym momencie i obie reprezentują podobny brzmieniowo rap. Ale to Zombiaki w perspektywie czasu zdystansowali Underów, w co szczerze mówiąc jeszcze jakiś czas temu bym nie uwierzył. Ten mikstejp idealnie pokazuje dlaczego tak się stało. Po pierwsze mają na siebie konkretny pomysł i koncept, po drugie mają lepsze ucho do bitów, po trzecie każdy z mc's zabija bezpośrednich konkurentów charyzmą. Różnorodność styli u zombiaków rozkłada na łopatki. Świetna płyta.


22. SHLOHMO - LAID OUT EP
Dla mnie jako wielkiego fana twórczości Shlohmo ta epka to mimo wszystko lekki zawód, jednak to dalej bardzo dobra dawka niepowtarzalnego stylu produkcji kalifornijczyka. Być może w tym przypadku zabrakło mu jakiegoś drobiazgu, żeby pchnąć ten materiał do czołówki roku. Myślę, że zrobi na tobie dużo większe wrażenie, jeśli ze Shlohmo nie miałeś do tej pory do czynienia. Poziom "Bad Vibes" to nie jest, ale mimo wszystko dalej lubie powyć w samochodzie frazy wokalne z poniższego numeru.


 21. CASSIE - ROCK A BYE BABY
Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń roku. Cassie zamiast robić kolejny średnie pioseneczki poszła na całość, i przy pomocy MMG zaczęła katować dość mocne bity swoim śpiewankiem/rapem. Wyszło to nadspodziewanie dobrze, a numer "Numb" to jeden z moich top tego roku. Props dla Kaśki i czekam na LP, chociaż boję się, że już oficjalny długograj może być popową papką. Obym się mylił.


 20. ALIX PEREZ - CHROMA CHORDS
Jedyny przedstawiciel drumandbassu w moim zestawieniu obronił się całkiem nieźle. Jako jeden z nielicznych przynajmniej stara się nie zjadać własnego ogona i szuka jakiś nowych rozwiązań. I choć nie zawsze mu to wychodzi, to przynajmniej próbuje. W sumie nawet ciężko nazwać ten album płytą dnb, bo na prawdę mamy tu inspiracje trapem, techno, futurystycznym soulem, mamy tu raperów, mamy wokalistki. No i wszystko to składa się w całkiem zgrabną, lawirującą między delikatnymi "balladkami" a mocnymi bangerami całość.



19. ROCKIE FRESH - ELECTRIC HIGHWAY
 Niezła pozycja tego mikstejpu zaskoczeniem dla mnie nie jest, bo monitoruję dokonania Rockie Fresha od dość dawna. Jedyne czego się obawiałem, to tego, że Rick Ross i jego koleżki wypędzą z tego gościa jego niepowtarzalną stylówkę. Bałem się że po podpisaniu kontraktu po prostu rzucą go na Lugerowe bangery i tyle z tego będzie. Na szczęście myliłem się. Electric Highway to mixtape z konceptem. To muzyczne "Back to the future". Rockie wybrał świetne bity, a jego nawijka wpasowała się na nie idealnie. Polecanko. 
P.S. Przykre, że ktoś tak chamsko skopiował numer Breakage'a i podpisał jako swój bit.


18. TYLER THE CREATOR - WOLF
 Tyler musiał na tym albumie zrobić coś innego niż zwykle. Nie można trzech płyt jechać na jednym patencie. Najlepszy koncept nie pomoże (a taki w tej trylogii Tylera pod tytułem "Bastard", "Goblin" i "Wolf" jest) jeśli coś nie bedzie zaskakiwać. Na "Wolfie" to się w pewnym sensie udało. Bity są zdecydowanie bardziej przyswajalne, opowiadana historia już tak nie szokuje, a emocje pojawiające się na płycie to już nie tylko agresja. "IFHY" to jeden z najlepszych numerów roku i zdecydowanie kandydat do klipu roku.


17. TIM HECKER - VIRGINS
Król ambientu zaserwował nam w tym roku ciekawą propozycję. Mam wrazenie, ze na tym albumie Hecker skupił się bardziej na dźwięku źródłowym, niż na jego przetwarzaniu. Poza tym, w stosunku do jego wcześniejszych dokonań ten album jest wręcz agresywny. Dużo fortepianu, ambientowych przestrzeni i bezkompromisowości. Niektóre rozstrojone pętle wręcz do złudzenia przypominają mi rzeczy od Williama Basinskiego.



16.FABOLOUS - THE SOUL TAPE 3
 Nigdy wielkim fanem Fabolousa nie byłem, ale obiektywnie patrząc to jest on w czołówce jeśli chodzi o tworzenie mikstejpów. W związku z tym rzutem na taśmę postanowiłem sprawdzić trzecią część "Soul Tape'ów" i ta reguła się potwierdziła. Fab ma świetne ucho do bitów, które pełne są oklepanych sampli, ale zaaranżowanych tak, że naprawdę należą się pokłony panom producentom. Rap autora mikstejpu może nie powala liryką, czy panczlajnami, ale świetnie w owe bity się wpasowuje. Jeśli myślę "Fabolous" to słyszę w głowie właśnie takie bity. Bardzo dobra pozycja.



15. RASMENTALISM - ZA MŁODZI NA HERODA
 Ras i Ment mogli łądnie schrzanić sobie promocję tego albumu, gdyż na single wybrali najgorsze numery z płyty. Jak się jednak okazało, nikogo to raczej nie odstraszyło od sprawdzenia całości. I bardzo dobrze, ponieważ "ZMNH" to najlepszy polski rapowy album tego roku. W czasie, gdy rap w Polsce stał się najpopularniejszym gatunkiem muzycznym na szerokie wody wypływają ludzie tragiczni, którzy doprowadzają mnie do stanu w którym wstydzę się przed ludźmi powiedzieć, że słucham tej muzyki. Jednak jeśli chciałbym komuś pokazać co to jest dojrzały, dobrej jakości rap, to puścił bym mu bez zastanowienia najnowsze dzieło Rasmentalismu. Ras osiągnął życiową formę, już nie leje wody jak kiedyś, oraz raczej stroni od słabych linijek. Ment za to potwierdził swoją pozycję w top 5 polskich producentów i na tym albumie słychać, ze w swojej działalności nie obraca się tylko w hip hopie. Gdyby nie przeciętni gości (Spinache proszę zajmij się już tylko produkcją) to ten album mógłby być jeszcze wyżej. Tak to się robi!



14. JAMES BLAKE - OVERGROWN
Dla jednych James jest genialnym artystą, dla innych płaczącym smutasem. Dla mnie jest gościem, który idealnie wykorzystuje swoje talenty. Z jednej strony gość jest świetny produkcyjnie, jako Harmonimix stworzył w swojej karierze kilka świetnych klubowych sztosów. Z drugiej ma wokal idealnie nadający się do melancholijnych ballad, do których płakać będą nastolatki. Jeśli połączy się mimo wszystko dość alternatywne brzmienie z delikatnym wokalem, to otrzymujemy album, który tak naprawdę może spodobać się każdemu. Łatwy w odbiorze, ale moim zdaniem daleku mu do jakiegokolwiek kiczu, w związku z czym wieczorami często gościł na moich głośnikach. 



13. MODERAT - MODERAT II

Moderaci dali to czego się spodziewałem, czyli lekką ewolucję brzmienia jedynki. Leciutką. I może dlatego trio po którym spodziewano się kandydata do albumu roku są u mnie poza 10. Oczywiście nie zmienia to faktu, że "II" to świetna płyta i miałem dużo przyjemności z jej odsłuchu, jednak nie wciągnęła mnie ona na tyle, by wbić się do mojej czołówki. Trochę może jest zbyt monotonna. Z drugiej strony muzyka Moderat zyskuje ogromnie na żywo co potwierdzili na tegorocznym Tauronie, gdzie ich wizualne show rozwaliło wszystkich na łopatki.
   


12. KING KRULE - 6 FEET BENEATH THE MOON
 To, że rudy ma ogromny talent to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Wątpliwości natomiast budziło to, czy poradzi sobie z dłuższym materiałem. Wg mnie poradził sobie całkiem nieźle, "Easy Easy" to jeden z fajniejszych singli roku, a cały album zgrabnie trzyma się kupy. Jedyne czego tak naprawdę mogę się przyczepić to to, że albumowe wersja starszych numerów dla mnie są minimalnie słabsze. "Out Getting Ribs", czy "Ocean Bed" wolę jednak w pierwotnych wersjach. Jednak nie zmienia to faktu, że to czołówka roku.



 11. FKA TWIGS - EP2
 Ta dziewczyna to chyba jedno z największych objawień tego roku. Mimo, że w latach poprzednich już dała o sobie znać, to dopiero w 2013 zrobiła znaczący skok. I słusznie, bo "EP2" mimo, że jest raptem czteronumerową miniaturą to kreatywnością mogłaby obdarzyć niejeden album. Ciężko mi jakkolwiek sklasyfikować ten materiał. Futurystyczny, alternatywny soul? Chyba nie. Coś w okolicach r'n'b. Nieeeee. To po prostu FKA Twigs. A, jaram się opór produkcją na tej epce. Polecam ją śledzić, bo jak wyda jakiś dłuższy materiał, to może nieźle pozamiatać.



10. YC THE CYNIC - GNK
  Dla mnie Cynic to hip hopowe odkrycie 2013. Świetny tekściarz, potrafiący odnajdywać się na przeróżnych bitach a do tego prowadzący świetny koncept przez cały czas trwania albumu. Płyta w sumie bez słabych punktów (no chyba, ze dla kogoś słabym punktem jest to, że YC okrutnie sepleni, no ale to kwestia dyskusyjna). Polecam śledzić go, bo nie sądzę, że z takim repertuarem ma szanse przebić się kiedykolwiek dużo dalej niż znajduje się w tej chwili, poza tym chyba nawet za bardzo do tego nie dąży Tak więc polubcie jego fanpejdż i czekajcie na kolejne wieści bo warto. 
 
  
9. BURIAL - RIVAL DEALER
 Four T... STOP. J.K Row... STOP. Burial zaryzykował. Tak, wg mnie przy jego strategii, czyli wydawaniu kilkudziesięciominutowej epki raz do roku majstrowanie przy czymś, co było jego głównym atutem od zawsze to ryzyko. Pal licho sample, pal licho brzmienie, ale Bevan postanowił pogrzebać przy klimacie swoich nagrań. To nie są już nocne, londyńskie hybrydy garage'u i dubstepu do słuchania w autobusie o 3.00 podczas wracania z imprezy. Epka "Rival Dealer", to raczej radosne kawałki, momentami wręcz cukierkowe i choć brzmienie dalej jest nie do pomylenia, to jakby mi ktoś puścił jakiś 30 sekundowy wycinek z drugiej części numeru "Hiders", to bym stwierdził, że to bezczelny trolling. Jako całość jednak łączy się to wszystko wspaniale, a Burial udowodnił, że rave'owe elementy, bębny jak wyjęte ze starych numerów Kombii, wokal na autotunie, czy jakieś loopy wprost wygrzebane z bliskiego wschodu mogą dalej być "jego" muzyką.



8. DEAFHEAVEN - SUNBATHER
Największa niespodzianka tego roku. Szczerze mówiąc postanowiłem sprawdzić ten album, bo zobaczyłem, ze na wielu portalach otrzymał bardzo dobre oceny. Nawet nie wiedziałem czego się po tym spodziewać. Okazało się, że to niesamowicie zgrabna hybryda metalu, punka, post rocka i jeszcze paru innych rzeczy. Genialnie zaaranżowane numery, mające ponad 10 minut nie nudzą ani sekundę (propsy dla perkusisty, genialny gość). Mocne gitarowe riffy mimo wszystko bardziej przypominają jakieś grubsze odpały Sigur Ros, a jednak genialnie w to wpasowuje się typowe, metalowe darcie mordy. Genialny album.



7. ETHEL WULF - DAMARE SHIZUKANI
Tak powinien brzmieć cloud rap. Niesamowite propsy ślę Ericowi Dingusowi, który moim zdaniem już przerósł Clams Casino, a do tego jest niesamowicie płodnym bitmejkerem. Ethel Wulf (dziś Xavier Wulf, beka) dopasował się do tego idealnie, ale to żadne zaskoczenie biorąc pod uwagę, że szlify zbierał obok SGP w Raider Clanie. Materiał przez cały czas trwania nie odpuszcza lenikwego, kodeinowego klimatu. Nie ma słabego bitu Erica, nie ma słabego przelotu Xaviera. Gdyby taki poziom miało LP, to byłoby top 3.



6. THUNDERCAT - APOCALYPSE
 Thundercat poprzeczkę ustawił sobie bardzo wysoko, bo jego poprzedni album był genialny, ale szczerze mówiąc wg. mnie przeskoczył ją i to do tego z dużym zapasem. "Heartbreaks+Setbacks" to chyba mój ulubiony numer z mijającego roku, album jest dopracowany w najmniejszym szczególe, słychać, że FlyLo maczał przy nim palce, bo mamy trochę więcej abstrakcji niż wcześniej, ale ani trochę nie odbiera mu to słuchalności. Tak powinien brzmieć nowoczesny "jazz", strasznie żałuję, że nie widziałem Thundercata na tegorocznym TNM, niestety Amon Tobin wzywał.



5. DJ RASHAD - DOUBLE CUP
  Najlepszy elektroniczny album jaki w tym roku słyszałem. Rashad pokazał, że jego głowa dalej jest pełna pomysłów, i że potrafi dość chaotyczną formułę footworku zaprezentować tak, żeby była ona strawna dla każdego słuchacza. Co ważne, album ten to nie tylko zbiór klubowych bangerów, ale krążek, który świetnie się sprawdza również w domowym środowisku.  Dobra robota Rashad, czekam na więcej!



4. DRAKE - NOTHING WAS THE SAME
  Drizzy udowodnił, że to nie Kanye, nie Kendrick, ale właśnie on jest królem mainstreamu. Sześć hitowych singli, numer jeden Billboardu i ponad 650.000 sprzedanych kopii w pierwszym tygodniu. I mimo, iż Drake jest królem sprzedaży, to ten album nie jest typową mainstreamową płytą w formule "6 singli i wypełniacze". Cały album ma bardzo spójny muzyczny koncept (propsy Noah "40" Shebib), Drake odnalazł w sobie nowe flow krzykacza ("Worst Behaviour"), potrafi prześpiewać cały kawałek, albo agresywnie zarapować. Dla mnie mimo wszystko ten album to level w górę w porównaniu do "Take Care". Drake jest teraz królem, musisz się z tym pogodzić.



3. DANNY BROWN - OLD
 Adderall Admiral pogodził wszystkich idealnie. Zwolennicy starego Dannego Browna mają genialną lirycznie, bardzo szczerą i bezpośrednią, na brudnych jak dzisiejsze Detroit bitach "Side A" albumu. Fani Dannego-wariata dostają, bangerową, pełną alkoholu, ćpania i dupeczek "Side B". I choć wielu narzeka na ten koncept dla mnie jest on idealny. Płyta rozpędza się powoli, skłania do refleksji, a jak już prawie dostajemy depresji słuchając historii życia tego świra, nagle wypłaca nam sztukę w mordę numerem "Dope Song" na świetnym bicie Rustiego i po kilkudziesięciominutowym szaleństwie na "Side B" smucimy się jeszcze bardziej bo zdajemy sobie sprawę, że Brown jak prawdziwy rockstar pewnie zejdzie koło czterdziestki. Danny udowodnił, że potrafi więcej niż tworzyć pojedyncze imprezowe petardy, udowodnił też, że jest jednym z najprawdziwszych graczy na scenie. A Paul White udowodnił, że jest wymarzonym producentem dla Browna. Genialna płyta, słuchaj jej uważnie a się nie zawiedziesz.



2. CHILDISH GAMBINO - BECAUSE THE INTERNET
Widziałem wiele niedobrych recenzji tego albumu. Szczerze to jedynym wytłumaczeniem dla mnie jest to, że ktoś nie umie słuchać ze zrozumieniem. Ta płyta zjada całe wcześniejsze dokonania muzyczne Donalda Glovera na ogromnym luzie (tak, wliczam w to "Camp"). Żeby zrozumieć tę płytę musisz: Obejrzeć najpierw TO (ten film to wprowadzenie do całego albumu, nie uwzględniając tego recenzent udowadnia tylko, że jest dałnem, bo to tak  jak by oceniał film, który włączył od połowy), potem otworzyć TO (jw. jak ktoś tego nie uwzględnia w ocenie to jest dałnem) i dopiero puścić album słuchając go uważnie. Cała płyta to genialny storytelling z całą paletą smaczków (jak w "Pink Toes" z Jhene Aiko, gdzie ten numer to nie jest tak naprawdę lovesong, a kawałek O SPRZEDAWANIU DRAGÓW i takich rzeczy na tej płycie jest pełno), którego słucha się, jakby oglądało się film. Serio, nie rozumiem jak można ocenić nisko album, który muzycznie i lirycznie od początku do końca jest genialny a do tego ma świetnie zbudowany koncept. Ej Kanye, zobacz jak mógłby brzmieć Yeezus, jakbyś się postarał i porównaj budżety. Przejście w "Worldsrar" z trapowego bangera do jazzowej ballady to majstersztyk. Ten album to też majstersztyk i do tej pory zastanawiam się, czy nie zasługuje na nr.1. Propsy Glover, pozjadałeś.



1. CHANCE THE RAPPER - ACID RAP
"Acid Rap to mixtape który towarzyszy mi od Lipca nieprzerwanie do dzisiaj. Chance wyskoczył z nikąd (wiadomo, dla zorientowanych nie tak z nikąd, ale dla ogółu na pewno) i rozwalił wszystkich. Nie będę sie strasznie dużo teraz o nim rozpisywał, bo rozpisałem się już TUTAJ. Powiem tylko, że z perspektywy czasu ocenę podniósłbym do 9, ponieważ nie spodziewałem się, że ta produkcja tak dobrze przetrwa próbę czasu. PŁYTA ROKU. Do zobaczenia w 2014.

  
   
 


piątek, 3 maja 2013

Chance The Rapper - Acid Rap (2013)

http://0.tqn.com/d/rap/1/0/9/p/-/-/chance-the-rapper-acid-rap.jpg 


Chance The Rapper - zapamiętajcie tę ksywę, bo myślę, że kolo w niedalekiej przyszłości zaatakuje już bardzo duże grono odbiorców. Duuużo większe, niż ma teraz. Chancelor Bennett, bo tak naprawdę nazywa się bohater tego wpisu, pierwszy raz dał o sobie znać dość niedawno. W 2012 roku wydał mikstejp "10 Day", który jak na debiut zrobił niezłe "bum", bo myślę, że można tak nazwać 20,000 pobrań z datpiffa i wspominkę w Forbesie. Dzięki temu udało mu się zakumplować z Joey Bada$$em, czy Childish Gambino. Z tym drugim od razu załapał nić porozumienia, dograł mu się na mikstejp "Royalty" (co było w sumie moim pierwszym kontaktem z Chancem) a potem został zabrany przez niego w trasę. Rok później, z rozpoznawalną już w jakimś stopniu ksywką ten młody kot z Chicago wypuszcza materiał, który wg. mnie będzie "czarnym koniem" 2013 roku i w sumie już mu zapewnia wybór do kolejnej edycji Freshmanów XXL. Panie i panowie, oto "Acid Rap"!

Pyk cyk, wchodzimy na datpiff, pyk cyk "download". W tym czasie oglądam tracklistę. No i od razu mi się spodobało. Poza kilkoma ksywkami, które widzę pierwszy raz na oczy pojawiają się również Twista, Ab-Soul, Action Bronson, BJ The Chicago Kid  no i oczywiście Childish Gambino. Obiecujący, propsowany przeze mnie zestaw. Producencko na pewno wybijają się Jake One i Cam z J.U.S.T.I.C.E League. Mikstejp otwiera "Good Ass Intro" i rzeczywiście jest to good ass intro. Od pierwszych sekund czuć, że ten tejp to będzie piękne uzupełnienie słońca i butelki "Perły", bo co lepiej do tego pasuje jak nie piano-akordy i damski wokal? Chance od pierwszych wersów pokazuje to, co u raperów cenię, czyli elastyczność na bicie, fajne flow i zdolność tworzenia przekminkowych, dwuznacznych wersów (zapraszam na rap geniusa):

Raps just make me anxious and acid made me crazy
Them squares just made me looser and that wax just made me lazy
  And I still make this song, and I'mma make another 
If you ever actually hit me, better watch out for my brother

Od tego momentu wiedziałem, ze mi się spodoba. Propsy również, za wplecenie w numer juke'owej rytmiki, czyli stylu unikalnego dla rodzinnego miasta Chancelora - Chicago.
Po intrze przechodzimy do drugiego numeru - "Pusha Man", który podzielony jest na 2 części (coś jak Oceanowe "Pyramids", tylko mniej płynnie i krócej, że tak niby z hidden trackiem, hehe) i jego druga połówka to chyba mój ulubiony fragment tej płyty. Po prostu kocham takie bity i melodyjność wokalu. Tym minimalizmem mnie zniszczył totalnie. 



Melancholijny klimat po "Pusha Manie" zostaje przedłużony w "Cocoa Butter Kisses", czyli numerze o tym, jak matka Chancelora zdaje sobie sprawę, że jej syn jest już dorosłym gościem. Słodko nieprawdaż? Na wyróżnienie zasługuje też zwroteczka Twisty, który jak na weterana trzyma na prawdę solidny poziom. Kolejne na trackliście "Juice" było singielkiem, i jest naprawdę spoko trakiem, ale jego problemem jest to, ze jest umiejscowiony po sztosie i przed kolejnym, czyli przed "Lost" z gościnnym udziałem Noname Gypsy (wtf, kto to?). Ten numer to milutki lovesong do dragów/kobiety. Ale to płynie! Delikatny bicik, muzykalne, podśpiewywane flow Chance'a, kozacki refren i zwrotka Noname Gypsy, która brzmi jak kopia Kilo Kish! Po prostu przepiękny track, "repeat mode" murowany.

Zresztą tak samo jak kolejny numer w kolejności, czyli "Everybody's Something" ze świetnym udziałem sampla z "Fall In Love",  BJ The Chicago Kida i Saby, w którym padają takie kozackie wersy jak We invented rock before the Stones got through. Później mamy "Intrelude" i "Fauvorite Song" z gościnką Childisha Gambino i o dziwo ten track to dla mnie najsłabszy punkt płyty, ehh, szkoda, bo jaram się rapem Glovera. Na szczęście szybko o tym zapomniałem, kiedy na głośniki wleciało opór wyluzowane "NaNa" z nieporadnie wyjącym Action Bronsonem co jest bardzo wkręcające i urzekające. :) Po Bronsonie dostajemy numer z kolejnym fejmowym gościem, który na zdrowy rozsądek w ogóle nie powinien się z Chancem dogadać. I pod względem stylistyki, i pod względem dobieranych bitów, również pod względem tematów. A jednak. Numer "Smoke Again" z Ab-Soulem wypadł zaskakująco dobrze (choć na początku nie byłem do niego przekonany), to UUUuuUUuuuUUU od momentu katowanka tego mikstejpu pojawia mi się co jakiś czas nieoczekiwanie w bani i nie chce za bardzo jej opuszczać.

"Acid Rain" również było singlem, i był to dobry wybór, bo traczyna ma świetny, gitarowy sampel i chórki w tle - co za klimacik. Poza tym bardzo mi się kojarzy ze stylem Kendricka, Lamar idealnie by się na tym odnalazł. Potem wlatuje "Chain Smoker", który w bliżej nieznany mi sposób łączy czilautowy wajbik z trapem (ps. to prawda!). No i koniec, jest outro idealnie podsumowujące ten mikstejp swoim luzem i pozytywnym przekazem. 

Przeleciało to strasznie szybko i co najważniejsze, ma ogromnie wysoki "replay value". Chance jak na 19 latka jest niesamowicie ukierunkowany, ma swój niepowtarzalny styl już na drugim mikstejpie, a co ważniejsze ten styl jest po prostu uzależniający. Wszechstronnośc tego typka nie zna granic. Ma w sumie wszystko co trzeba, żeby osiągnąć sukces - piękne flow, melodyjność, potrafi pośpiewać bez autotune'a, jest mocnym punchlinerem, stać go na koncept album, umie się wpasować w wiele styli jednocześnie nie tracąc swojego. Nie widzę powodu, dla którego gość z charyzmą podobną do Childish Gambino, czuciem muzyki Kendricka Lamara (oczywiście jeszcze w odpowiednich proporcjach) i przystępnością Macklemore'a nie miał być czołowym graczem na scenie za kilka (raczej mnie niż więcej) lat. Jedyną rzeczą, któa może kogoś odrzucić od jego muzyki to głos, który jest dość skrzeczący i rozumiem, że niektórych może męczyć, ale wiadomo -  to mocno subiektywna sprawa i skoro Lil Wayne skrzecząc zrobił taką karierę, to nie powinno to mieć większego wpływu na jej rozwój u Chance'a The Rappera. Kibicuję ci chłopaku, bo od czasów The Cool Kids z nikim z Chicago nie wiązałem takich nadziei (pozdro Chief Keef).

POBIERZ SOBIE

8,5/10

czwartek, 20 grudnia 2012

RECAP! - Top 30 Albumów 2012.

30. 2 Chainz - Based on T.R.U Story
 

https://twimg0-a.akamaihd.net/profile_images/2563761457/2chainz.jpg


2Chainz miał pokazać, że potrafi unieść na swoich barkach ciężar solowego LP, ale chyba tylko niepoprawni optymiści wierzyli, że mu się to uda. Tity Boy jest nudny i ma wyjątkowy dar zasypywania słuchacza najdurniejszymi panczami jakie można sobie wyobrazić. Album wygrał wers "She got a big booty, so i call her big booty". Nie zmnienia to faktu, że płyta ma przebłyski jak np. numer "No Lie" z Drake'em, który jest jednym z lepszych mainstreamowych singli roku, ale to zdecydowanie za mało. 2Chainzie, zostań przy szesnastkowych featuringach, bo większa dawka twoich rapów to katorga.





29. Bobby Womack - The Bravest Man In The Universe

http://25.media.tumblr.com/tumblr_m7wx54mbMR1ruidwlo1_1280.jpg 
  
Hmm, może tak niska pozycja wynika z tego, że strasznie się napalałem na tę płytę a koniec końców wydaje mi się po prostu "fajna". Na pewno jest to bardzo równy i ciekawy materiał. Bobby to klasa sama w sobie, jeden z moich ulubionych wokalistów lat 70. W sumie wypada go pochwalić za to jak poradził sobie w tak współczesnej konwencji. Pech chciał, ze wypada na liście zaraz po 2Chainzie, co nie wygląda za przyjemnie, no ale cóż...




28. Teophilus London - Rose Island vol. 1

 http://static.djbooth.net/pics-albums/theolondon-roseisland.jpg

To też jest płyta po której spodziewałem się dużo, a trochę mnie zawiodła. Być może jej problemem był dobór singla, czyli numeru "Big Spender" z goscinnym udziałem A$AP Rocky'ego, który jest kosą przemocarną i na którego tle reszta jest bardzo bezpłciowa. Tak bezpłciowa, ze nie potrafię zanucić innego numeru z tego wydawnictwa.




 27. Machine Gun Kelly - Lace Up

 http://d3na4zxidw1hr4.cloudfront.net/site_media/uploads/images/post/m/machine-gun-kelly/mgk%20lace%20up_jpg_630x630_q85.jpg

Lubię tego wariata, ale "Lace Up" jest po prostu nudne. Ot zrzutka tracków z dysku i wypuszczenie pod szyldem LP. A do tego goście w postaci Lil Jona czy DMXa to też wg mnie dość słaby wybór. Poza tym hmm, duża część z tracków wali po prostu kiczem... Niby jest energia, jest charyzma, ale wrócę do tej płyty chyba tylko za karę.




26. Oddisee - People Hear What They See

 http://images.plixid.com/imager/w_500/h_/d3ed775e4c03442d04fd8111a32ae532.jpg 

Oddisee'ego podziwiam za wszechstronność i konsekwencję w tym co robi. Buduje swój nieduży, ale stały fanbase i daje im to czego oczekują, jednocześnie samemu robiąc to co lubi. Tegoroczny album jest równy, warsztatowo idealny, ale być może po prostu to już nie jest to co mnie jara. Potrafię go docenić, ale chyba siedzę już w innym świecie.




25. Childish Gambino - Royalty

http://25.media.tumblr.com/tumblr_m6m8ctHWX71r4l97ho1_1280.jpg  

Po tym gościu spodziewam się, że niedługo opanuje scenę. Donald Glover to król błyskotliwych słownych gierek i #hashtagów, co bardzo u niego lubię. Po "Royalty" spodziewałem się dużo, dostałem dość sporo, ale tylko kilka kęsów mi na prawdę smakowało. Chyba najsmaczniejszym był "Toxic" z Dannym Brownem, damn, chłopaki dajcie jakieś większe collabo! Gdyby z tego zrobić epkę pewnie odebrałbym to lepiej, a tak na plejlistę lecą raczej ze 4 tracki a nie cały mixtape.




24. V.A. G.O.O.D Music - Cruel Summer  

http://www.rollingstone.com/assets/images/album_review/cruel-summer-art-1348161478.jpg

Powiem tak, po Kanye i jego kreatywności spodziewałem się więcej. Oczywiście, mamy tutaj jedną z największych bomb roku jaką niewątpliwie jest "Mercy", jest też bardzo fajne "Clique", ale z takim składem jaki w stajni trzyma West cała płyta powinna być wypełniona petardami, a mam wrażenie, że za dużo tu "korsarzy" a za mało "Achtungów".




23. Mellowhype - Numbers

   http://img4.imageshack.us/img4/9832/86486949.jpg

"Numbers" to zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, i nie chodzi o to, że spodziewałem się kupy, bo Odd Future lubię, ale nie spodziewałem się, że znajdzie się w zestawieniu. Hodgy Beats jako raper rozwinął się, a płyta jest dość spójna i przemyślana. Przyznam się, że "65" swego czasu bardzo mnie prześladował.

 



 22. Rick Ross - God Forgives, I Don't

http://www.hollywoodreporter.com/sites/default/files/2012/07/rick-ross-god-forgives-cd-p.jpg

 Jak na całe zamieszanie związane z tą płytą (nagranie całej od nowa, bo pierwotna wersja nie spełniła oczekiwań), to oficer Ricky wypadł nawet nieźle. Muszę stwierdzić, że J.U.S.T.I.C.E League wyrastają na moich top producentów w stanach, najlepsze bity na albumie pochodzą właśnie od nich a track "Ten Jesus Pieces" ze Stalleyem to na prawdę świetny utwór. No i kolejny raz potwierdza się reguła, ze ten kto zaprasza na płytę Andre 3000, ten tak naprawdę mu ją oddaje, bo zwrotka 1/2 Outkastu jest genialna (Andrzej, kiedy solo?). Inna sprawa, że Ross chyba stracił bangerowy instynkt, bo wszystkie trzy są przenudne...




21. Macklemore & Ryan Lewis - The Heist

 http://mcgilltribune.com/wp-content/uploads/2012/10/Macklemore.jpeg

Słuchałem, było fajnie, świetne bity, niezły rap Macklemore'a ale... to już było. Styl stylem, ale chłopaki spróbujcie coś pokombinować, tym bardziej, że czasem za bardzo zalatuje tu banałem (Sorry, ale track "Same Love" to tak śmierdzący populizm, ze nie da się wyrobić). Rozumiem ludzi, którzy zajarali się tym albumem opór, doceniam go, ale mam wrażenie, ze jest mocno przehajpowany. (Przepraszam psychofanów :/)




20. Fennesz - AUN
 
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6r8UVhcyJQgvaIbRn_Um7v8AuvCNXlEsfLSDY_QMDTwEvVuLas7uoWTg20_orOIg75XcnGyaIluLiiG68fedjViSLgzpj72Gk1boQBzaHr_NfNnjyzYWZ8JYBmTuwuLG-quKiA6jBeIg/s1600/Ash+9.5.jpg
 AUN to soundtrack, dlatego ciężko mi do końca ocenić to wydawnictwo. Fennesz ogólnie nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Tak jest i tym razem. "Black Sea" to to nie jest, ale jako, że jest to ścieżka dźwiękowa, to ciężko tego wymagać, tym bardziej od albumu ambientowego. Dlatego 20 miejsce nie powinno być odebrane za porażkę, super podkład do zasypiania.




19. Two Fingers - Stunt Rythms

 http://nadabrahma.co.uk/wp-content/uploads/2012/08/Two-Finger-Stunt-Rhythms-1024x1024.jpg

 Smuteczeeeeek... Chyba największy zawód roku. Amon Tobin po grubych lotach na "ISAM" wraca do bardziej przystępnego grania, ale dał takiego pierdziawkowego tasiemca, że do dzisiaj nie mogę go zmęczyć w całości. Trzeba było wydać singiel z  np. trzema sztosami, które niewątpliwie się tutaj znajdują (np. Sweden) a resztę dać za darmo z soundclouda, czy coś. Coś nie przemyślane to wydawnictwo, ale dzięki memu psychofaństwu w kierunku Tobina jest "aż" na 19.




 18. Olan Mill - Home

http://www.magesy.me/uploads/posts/2012-09/1348422402_cover.jpg

Bardzo miłe modern classical/ambientowe granie. Takie płyty mają to do siebie, że albo zarażają, albo omijają słuchacza bokiem. Olan Mill mnie zaraził, co prawda nie na długo, ale skutecznie. Bardzo nastrojowa i refleksyjna muzyka. Taka, która powoduje, że łapiesz się na gapieniu w ścianę. To dobrze.




17. Deepchord Presents Echospace - Silent World 

http://www.echospacedetroit.com/images/sw.jpg 

Kolejny soundtrack w zestawieniu, tym razem od legend dubtechu, czyli panów Modella i Hitchella. Bardzo spójny i ładnie płynący album, chyba lepszy od zeszłorocznego "Liumin". Być może byłby wyżej, ale pech chciał, że pewien pan o inicjałach "AS" złapał życiową formę i zjada w tej konwencji wszystko po kolei. Nie mniej jednak warto się zapoznać z "Silent World".





16. Bisz - Wilk Chodnikowy

 http://img.ec24h.pl/popkiller/tmp/0/2/9/1/bisz-wilk-chodnikowy-preorder-1ff9.800x6000.jpg 

Jedna z dwóch polskich, hip hopowych płyt w zestawieniu. Płyta która już przed premierą została okrzyknięta klasykiem. Chyba trochę na wyrost, a przyznam się, że sam dałem się wciągnąć temu hajpowi. Kolejny raz chyba winne są single, które okazały się najlepszymi numerami z płyty. Mamy tu do czynienia ze świetną produkcją, mądrym, dojrzałym i świetnym technicznie rapem oraz... poczuciem niedosytu. Znając możliwości Bisza liczyłem na jakiś gruby koncept, na jakieś ukryte smaczki, niestety dostałem "tylko" bardzo dobry, spójny album. Oczywiście nie można tej produkcji odbierać jako porażkę. Bardziej jako minimalne rozczarowanie. Takie tyci tyci.




15. Medium - Graal

 http://gramuzyka.redblog.gk24.pl/files/2012/11/Medium-Graal.jpg  

Można nie zgadzać się z radykalnymi poglądami Mediuma, których zresztą on sam nie próbuje ukrywać. Wręcz przeciwnie, wystawia je na pierwszy plan. Czasem odnoszę tylko wrażenie, że robi to wręcz ostentacyjnie, co mi przeszkadza, jednak nie można mu zarzucić, ze jest nieszczery, a to chyba jest najważniejsze. Podoba mi się, że Medium mimo wyraźnie ideowego rapu dalej przywiązuje wagę do techniki i formy, jego nawijka aż kipi emocjami. Jako producent też zalicza się do ścisłej czołówki w Polsce.  Koncept płyty jest bardzo spójny i nawet jeśli poglądy radykalnie prawicowe cię odrzucają to myślę, że warto się z nią zapoznać. Polecam tylko zaparzyć filiżankę kawy, bo 2CD trochę mi się dłużyło, wyraźnie niższy poziom niż CD1.




14. Black Elk - Sparks

http://www.fluid-radio.co.uk/wp-content/uploads/2012/07/Cover.jpg 

 Hipnotyzujące nocne granie. Chyba największy "underdog" tej listy. Ujęła mnie ta płyta od pierwszego odsłuchu. To jest rodzaj ambientowej estetyki która na mnie działa. Świetny, refleksyjny zaaranżowany wokół fortepianu album. Jeślikochasz melancholię, to jest to rzecz dla ciebie.




13. Joey Bada$$ - 1999
 
 http://www.2dopeboyz.com/wp-content/uploads/2012/06/20120610-1999.jpg 

Ten dzieciak zdecydowanie wie o co chodzi w rapie.  Chłopak zapowiada się na godnego następcę MF Dooma. Przywiązany do oldskulowego brzmienia potrafi jednocześnie brzmieć zaskakująco świeżo. "1999" to pozycja dla tych, którzy szukają w dzisiejszych czasach brudu lat dziewięćdziesiątych, ale jednocześnie mają dość dinozaurów odcinających kupony od przeszłości. Słychać u tego gościa pasję i wierzę, że ten album to dopiero rozgrzewka - rap potrzebuje takich ludzi.

 



12. DJ Rashad - Teklife vol.1: Welcome To Chi

   http://images.plixid.com/imager/w_500/h_/745c302500c6bc5c8d714840d4096a1e.jpg

Juke to fenomen. Ta muzyka rozprzestrzenia się po świecie w zawrotnym tempie, adekwatnym do tego własnego wynoszącego około 160 bpm. Jednym z jej pionierów jest DJ Rashad, gość który tworzył tę chicagowską, taneczno-muzyczną kulturę. Po serii ogólnoświatowych tournee przyszła pora na LP i powiem szczerze byłem ciekaw jak ten gość poradzi sobie z takim wyzwaniem. Jak widać poradził sobie całkiem nieźle, a to nie lada sztuka w tak chaotycznym, pędzącym miedzy bębnami 808'mki i potężną ścianą bassu gatunku. "Welcome to Chi" to banger za bangerem. Polecam sprawdzić w warunkach klubowych, miazga totalna.




11. Flying Lotus - Until The Quiet Comes

http://cdn.stereogum.com/files/2012/09/Flying-Lotus-Until-The-Quiet-Comes.jpg   

Miałem ogromne oczekiwania w stosunku do tej płyty i powiem szczerze, że mnie lekko zawiodła. Wyłapałem koncepcję, miało to być jedno wielkie dzieło, podzielone niby na tracki, ale tak naprawdę miało płynąć od początku do końca jako jedna całość. No i niby płynie, problem w tym, że przymula. Z drugiej strony nie można Ellisonowi odmówić geniuszu. Porwał się na coś bardzo ambitnego, i mam wrażenie, że on sam jest zachwycony tym albumem. Rozumiem też ludzi, którzy mówią, ze Lotus wygrał rok. Tak sprawnej mieszanki nowych bitów, jazzu i bliżej nie określonej abstrakcji nie stworzył jeszcze nikt. Ale mnie do końca to nie wciągnęło. Aha, track z Eryką Badu jest GENIALNY. 

(co za video, chyba najlepsze w tym roku)



10. Mala - Mala In Cuba

   http://www.borguez.com/uabab/wp-content/uploads/2012/09/cover5.jpg

Mala dokonał rzeczy nieśłychanie trudnej. Stworzył album nawiązujący do najlepszych, niekomercyjnych czasów dubstepu odkrywając jednocześnie zupełnie nowe zakamarki w tej muzyce. Nie sądziłem, że latynoskie rytmy i dubstep mogą tworzyć tak spójną jedność i aż dziwię się teraz, że wpadł ktoś nato dopiero w 2012. Idealny album na zwieńczenie epoki, która należała do tego bardzo krzywdzonego w dzisiejszych czasach gatunku. Mala staje się tym dla dubstepu, czym jest DJ Shadow dla instrumentalnego hip hopu - żyjącą legendą. 





9. Schoolboy Q - Habits & Contradictions

http://img714.imageshack.us/img714/600/schoolboyqhabitscontrad.jpg 

 Jeśli miałbym wymienić ekipę, do której należał 2012 rok, to jest to bez wątpienia Top Dawg Entertainment. Schoolboy Q zaatakował albumem niesamowicie klimatycznym, niepokojącym, pełnym wbijających się w głowę hooków, pięknych bitów, i minimalnie słabszych zwrotek. Całość jednak zostawia tak świetne wrażenie, że zawędrował aż na miejsce 9, a dzieła dopełnia singiel "Hands on The Wheel", który jest absolutnym bangerem.

 


8. TNGHT - TNGHT

http://www.thepurplebay.com/wp-content/uploads/2012/07/TNGHT-cover.jpg 

Nie znasz definicji bangera? Włącz tę epkę. Hudson Mohawke i Lunice połączyli siły, żeby wysadzić ci głowę. TNGHT to trapowa jazda bez żadnych hamulców, to kilka bitów które wszystkie elementy mają wyciągnięte do stanu ekstremalnego. Potęga i pompatyczność to słowa najlepiej charakteryzujące to wydawnictwo. Jeśli oczekujesz od muzyki, że bass rozsadzi ci klatkę, a werbel da ci w ryj to właśnie tego szukałeś.




7. Frank Ocean - Channel Orange

 http://www.howflyhiphop.com/wp-content/uploads/2012/07/frank-ocean-channel-orange-tracklist-cover-download.jpg 

Ta płyta posiada coś, co jest elementem który uwielbiam we współczesnym r'n'b i który jest niesamowicie rzadki - Nie jest naiwna i infantylna. Jest po prostu szczera. W połaczeniu ze świetną produkcją i przemyślanym konceptem daje zdecydowanie najlepszy album tego gatunku w tym roku. Frank nie sili się na jakieś niesamowite popisy wokalne, pompatyczne wejścia, ballady do 16 letnich piszczących fanek. On po prostu śpiewa. I chyba to sprawia, że mimo iż na trackliście mamy aż 17 tracków to płyty słucha się bez "skipowania". Do tego dostajemy genialne "Pyramids" i feat. Earla Sweatshirta co dopełnia dzieła. Świetna rzecz.





6. The Game - Jesus Piece

 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKCc0Ti1lv6NNNz4H13W5exQdrE6Vj6tr48rj3qYZIxDMvFnlSpQVlLhFOunluaohUY0GpfMNRDt2yzcykD2bJdFci0jGV-dl4mhDSMr9-ORttwY7Ed878yGPI1bAxiUjy426UZjyrNvaU/s1600/tumblr_mc9czympTr1rjqq45o1_1280.jpeg 

Nigdy nie byłem fanem Game'a i powiem szczerze, że sprawdzałem ten album bardziej z jakiegoś wewnętrznego obowiązku. "To Game, wypada chociaż sprawdzić, czy doszczetnie już się posypał, czy jeszcze dyszy". No i powiem szczerze, że jestem w szoku, bo "Jesus Piece" to świetna płyta. Chyba najlepsza pod względem bitów płyta za oceanem. Game może wirtuozem mikrofonu nie jest, ale spoko się go słucha, a zawrotna liczba gości sprawia, że nie przymula, co mogłoby się zdarzyć gdyby chciał udźwignąć płytę sam. "Ali Bomaye" to petarda i przykład w jakiej roli powinien występować 2Chainz. Album pięknie dopełnia numer mega szczery "Can't Get Right" w którym padają wersy:

"Dre promised me records, I never got 'em 
That's why I had nightmares that a nigga shot him 
For all my albums missed records 
Felt he shitted on me for Kendrick, recorded diss records 
And Kendrick, my nigga, put him on his first mixtape 
I pop champagne when I heard he was with Dre"




5. Sigur Ros - Valtari

 http://4.bp.blogspot.com/-uZ8nxj1DMsM/UD5ztnnPYnI/AAAAAAAAIfc/Ki8PtB6cKcA/s1600/sigur-ros-valtari-cd-packshot-lst097077.jpg 

Islandczycy kiedy tylko wydają album, to nie zawodzą. Tak jest i tym razem. Valtari zdaje się być jednym z najdojżalszych płyt w ich dorobku. Nie dostaniemy to hitów na miarę nieśmiertelnego "Hoppipolla", ale za to dostaniemy melancholijny do granic możliwości klimat, czyli to, co u Sigur Ros najcenniejsze. Ten album nie ma słabych punktów. Jest przemyślane brzmienie, jest spójność, jest aranżacyjny geniusz, jest granie emocjami. Jednym słowem mistrzostwo. 





4. Ab-Soul - Control System

http://passionweiss.com/wp-content/uploads/2012/05/ab-soul-control-system1.jpeg  

Ab-Soul podał słuchaczowi album wymagający. Pełny społecznych i politycznych treści, a zarazem bardzo osobisty. Bez skrępowania pokazuje swoją niechęć do rządu i korporacji. Niby temat oklepany, ale podany w tak niebanalny sposób, że wciąga od razu. Ekspresja Ab-Soula i idealnie dopasowana do niej produkcja zmusza nas do myślenia. To jest zaangażowany rap któego chce się słuchać.





3. Traxman - Da Mind Of Traxman

 http://planet.mu/image/discography/ZIQ318_Traxman.jpg?size=E382x382

Traxman udowodnił tym albumem, że juke nie koniecznie musi być typowo parkietową muzyką. I choć są tu klasyczne footworkowe wykręty, to jednak całość sprawia wrażenie czegoś dużo bardziej spójnego niż zwykła randomowa sklejka. Ciągle mamy do czynienia z niezastąpioną 808'mką, jednak płyta ta ma jakiś pierwiastek "inności" i przyciągania. Jeśli miałbym komuś polecić od czego zacząć przygodę z tą muzyką, to chyba byłaby to powyższa płyta.




2. Andy Stott - Luxury Problems
  http://cdn04.cdn.gorillavsbear.net/wp-content/uploads/2012/10/LUXURY-PROBLEMS-575x575.jpg  

Współczuję wszystkim którzy produkują dubtech ostatnie dwa lata, bo to okres dominacji jednego człowieka - Andy Stotta. "Luxury Problems" to album kompletny, ciężko mi się do czegoś przyczepić. Mamy tu do czynienia z idealnym przykładem ewolucji w muzyce. Andy dalej brnie w cieżkie, czołgające się bębny, bliżej nieokreślone, dronowe brzmienia, jednak dodaje pierwiastek wokalu, który nadspodziewanie mocno łagodzi muzykę i wprowadza bardzo przyjemny kontrast. Płyta nie jest ani za krótka, ani za długa, nie przymula. Cóż mogę więcej napisać, wszystko zawarłem w poprzednim poście. ;)



1. Kendrick Lamar - good kid, m.A.A.d city



http://www.rollingstone.com/assets/images/album_review/kendrick-lamar-good-kid-maad-city-1350679355.jpeg 

W sumie już teraz mogę powiedzieć, że K.Dot wydał płytę - klasyk. Genialny koncept album, dopracowany w każdym calu. Jeden wielki storytelling z życia młodego gościa wychowanego w Compton, który ogląda się jak najlepszy film. GKMC to jedna z tych płyt, przy których słuchaniu nawet nie myślisz o przycisku "next", to jedna z tych płyt w której nie zmieniłbyś nic. Każdy bit współgra z historią opowiadaną przez Kendricka. Zdolność Lamara do tworzenia zapadających w pamięć refrenów i hooków jest nieziemska. Łącząc to z genialną techniką, charyzmą i historią opowiadaną przez autora dostajemy majstersztyk. Zdecydowany zwycięzca tego roku, jak nie słyszałeś, to przegrywasz życie. 
P.S. Jestem dumny, że w dzisiejszych czasach tak ambitna płyta osiąga status "złotej", to przywraca choć na chwilę wiarę w ludzi.