sobota, 20 października 2012

Kendrick Lamar - Good Kid m.A.A.d City

http://www.killerhiphop.com/wp-content/uploads/2012/09/kendrick-lamar-good-kid-maad-city-deluxe.jpg 

Kendrick Lamar znalazł się w chyba najważniejszym punkcie swojej kariery, bo inaczej nie można nazwać premiery pierwszego studyjnego albumu. Albumu, na którym ciążyła presja udowodnienia i ostatecznego utwierdzenia słuchaczy w tym, że K-Dot nie jest gwiazdą jednego sezonu, ale raperem, który za kilkanaście lat będzie aspirował do hip hopowego Hall of Fame. Lider TDE przeszedł drogę, której wielu dzisiejszym raperom udaje się uniknąć. ASAP Rocky'emu do podpisania gigantycznego kontraktu płytowego wystarczył jeden świetny mikstejp. Lamar musiał ich nagrać pięć, dorzucając do tego EPkę i genialny album wydany niezależnie zatytułowany "Section 80". I to właśnie "S80" osobiście dało mi do zrozumienia, że mam do czynienia z gościem, który z młodego pokolenia amerykańskich raperów chyba jako jedyny ma szanse osiągnąć status legendy. Zaprezentował na nim umiejętność przekazywania prostych treści w niebanalny sposób, jednocześnie "między wierszami" przemycając głębsze refleksje. Połączmy to z undergroundowym wajbem, który jednocześnie był w stanie trafić też do mainstreamowego słuchacza i już wiemy, że dostajemy niepodrabialną mieszankę łączącą się w charakterystyczny styl. Jednocześnie "Section 80" mogło być dla Kendricka gwoździem do trumny. Zawsze tak się dzieje, gdy ktoś poprzeczkę stawia sobie na wyśrubowanym wręcz do granic możliwości poziomie. Słuchacz jest bezlitosny, i materiał poniżej oczekiwań w momencie, gdy hajp na danego artystę jest największy (a w takim momencie na pewno znajduje się obecnie K-Dot) kończy się brutalnym przebiciem napompowanego do granic wytrzymałości balonika. A więc jak jest z tym "Good Kid m.A.A.d City"?

Pierwsze co się rzuca w uszy to niesamowita spójność i liniowość albumu. Przesłuchując snippety miałem duże wątpliwości czy jakość tej produkcji mnie usatysfakcjonuje, jednak po odsłuchu całości wątpliwości zniknęły błyskawicznie. Mam wrażenie, że tracklista jest tu bardzo dokładnie przemyślana, wszystko jest na swoim określonym miejscu. Sprawia to, że płyta posiada syndrom "no-skip", nie przeskakuję żadnego kawałka, co więcej nie zdarzyło mi się jeszcze włączać pojedynczych numerów. Po prostu ten album płynie tak, że wyjęcie z układanki jednego elementu mija się z celem. Produkcyjnie też jest świetnie, stosunek bangerów do kawałków spokojniejszych jest idealny, do tego mamy Pharrella, Just Blaze'a, Like'a z Pac Div, T-Minusa czy Hit-Boya czyli mieszankę wybuchową, która zawieść nie miała prawa. No i nie zawiodła. Banger Hit-Boya w postaci "Backseat Freestyle" to coś pięknego, "good kid" śmierdzi Pharrellem w najlepszej formie na odległość, "Swimming Pools" T-Minusa to singiel-ideał. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Soundwave, nadworny producent TDE, który oczywiście miał kilka świetnych bitów na koncie, ale w takim towarzystwie jak wyżej musiał udowodnić, ze należy do ekstraklasy. I szczerze mówiąc jego "Bitch don't kill my vibe" to top 3 albumu. Jedyny zawód to chyba Scoop DeVille i jego dość wtórne "Poetic Justice". A Kendrick? Można powiedzieć "Jak to Kendrick, nie zawodzi". Jego flow jest po prostu niepodrabialne. Zabawy intonacją, perfekcyjne przyspieszenia, emocje, modulowanie głosu - wszystko to sprawia, że nawet bez wsłuchiwania się w linijki jego kawałki są interesujące. Ale radzę wsłuchać się jednak w linijki, bo to kwintesencja jego twórczości. Polecam robić to w asyscie rapgeniusa, bo po prostu rozgryzienie niektórych wersów w inny sposób jest niemożliwe (no chyba, że mieszkasz w Stanach i masz na imię Jamaal). Wrażenie robią zdolności Kendricka w dziedzinie storytellingu, bo "The Art Of Peer Pressure" "ogląda" się jak genialny film. "m.A.A.d City" to typowy "OH FUCK!" moment płyty, gdzie "You movin backwards if you suggest that you sleep wit a Tec; Go buy a chopper and have a doctor on speed dial, I guess; M.A.A.d city" jest idealnym podsumowaniem bardzo mocnej i dobitnej zwrotki K-Dota. Zresztą od świetnych wersów na "Good Kid m.A.A.d City" aż się roi. Inną ciekawą sprawą jest sam koncept albumu, który w skrócie jest jedną wielką historią-filmem. Dokładnego interpretowania całości się nie podejmuję, bo po przeczytaniu tego co napisał użytkownik good kid na kdotnation TU stwierdziłem, że lepiej się tego zrobić nie da.

Podsumowując. Kendrick Lamar wykonał zadanie wzorowo. Dzięki niemu hip hop docierający do ogromnego grona odbiorców znowu ma coś więcej do przekazania. Jestem dumny, że w czasach w których z każdej strony dociera do nas gówno i chałtura, to co robi K-Dot jest w stanie się przebić i dotrzeć do milionów słuchaczy. Wg mnie przeskoczył poprzeczkę o nazwie "Section 80" i jest na najlepszej drodze do tego, by za kilka lat mówiło się o nim jak o kolejnej legendzie West Coastu. Na 99% rapowy album roku.

9/10

"And you're right, your brother was a brother to me
And your sister's situation was the one that put me
In a direction to speak of something that's realer than the TV screen
By any means, wasn't trying to offend or come between
Her personal life, I was like "it need to be told
Cursing the life of 20 generations after her" so
Exactly would have happened if I hadn't continued rappin'
Or steady being distracted by money drugs and four
Fives, I count lives all on these songs
Look at the weak and cry, pray one day you'll be strong
Fighting for your rights, even when you're wrong
And hope that at least one of you sing about me when I'm gone
Now am I worth it?
Did I put enough work in?"







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz