poniedziałek, 27 czerwca 2011

Eleven Tigers - 111

http://f.bandcamp.com/z/16/99/1699941747-1.jpg

Uwaga! Arcydzieło!

Eleven Tigers to pseudonim litewskiego kuriera - Jokūbasa Dargisa, który w przerwach między londyńskimi kursami z plecakiem produkuje muzykę. Rok tomu zaskoczył elektroniczną scenę swoim debiutem zatytułowanym "Clouds are Mountains", który widniał w wielu rocznych podsumowaniach szanowanych blogów i serwisów. Ja również trochę ten album pokatowałem i odbierałem go bardzo dobrze. Regułą przy świetnie ocenianych debiutach są ogromne wymagania przed publikacją drugiego wydawnictwa. Ta klątwa wisi nad każdym wybitnym debiutantem i niestety 90% nie potrafi sprostać temu wyzwaniu. Drżącymi dłońmi naciskałem więc przycisk "play" w moim odtwarzaczu, z nadzieją, że Litwinowi się uda, bo w rozwinięciu koncepcji pierwszego albumu widziałem kandydaturę na album roku. W tym momencie z głośników wydobył się dźwięk otwierającego utworu albumu "111" - "Cloud". Już pierwsze sekundy zapowiadały, że Jokūbas oddaje słuchaczowi nie zwykły zbiór kawałków, a małe dzieło sztuki. Z tego w jaki sposób budować atmosferę i napięcie w muzyce ten gość powinien dawać korepetycje, bo słuchanie jego muzyki przypomina bardziej oglądanie dobrego filmu. Jesli miałbym ten album jakoś zaszufladkować (co jest po części barbarzyństwem wobec niego), to określiłbym go jako post dubstep/ambient IDM? Ciężka sprawa. Słyszę ogromną ilość różnych (świadomych, lub mniej świadomych - nie wnikam) wpływów, muzyka Eleven Tigers to dla mnie fuzja dorobku takich artystów jak: Flying Lotus, James Blake, Burial, Boxcutter, Aphex Twin, Squarepusher, Bjork, Four Tet, Scuba, Radiohead, Biosphere, Brian Eno, zgrzyty z Raster - Noton i zapewne kilku innych, którzy na szybko nie przychodzą mi do głowy. Trzeci utwór zatytułowany "Night" to dla mnie perełka. Zaczyna się spokojnie, delikatna fortepianową improwizacja w stylu Heliosa, aż dociera do momentu w którym wita nas swoim wspaniałym i kojącym wokalem Alice-Marie Archer, która śpiewa z wyczuwalną manierą (ale nie kopiuje) pewnej znanej wokalistki z Islandii wymienionej 5 linijek wyżej. I w momencie kiedy razem z głosem Alice odpływamy do nieba, wita nas mocarny bit. Po prostu miazga. Eleven Tigers gra słuchaczem jak chce, bawi się jego emocjami. No ale co jest piękniejszego w muzyce, od słuchania jej czymś więcej niż uszami? Album zawiera 12 długich utworów, a przeleciał mi w mgnieniu oka. Jeśli do muzyki dodamy coś, co zaprezentował nam Litwin równolegle z premierą, to już wiemy, że mamy do czynienia z wirtuozem elektroniki. Mianowicie cały album został nagrany w czasie jednej sesji (!!!), czyli tak naprawdę na żywo, a zapis tego mamy udostępniony na youtube.



Robi wrażenie nie? Dokładnie.

Dla formalności odsłuch albumu numer po numerze:
111 by eleventigers

Jak na razie "Eleven Tigers - 111", to płyta, która zrobiła na mnie w tym roku zdecydowanie największe wrażenie, i w podsumowaniu znajdzie się na pewno. Na około 70% mogę już w tej chwili powiedzieć, że wygra tą klasyfikację. Ostatni raz taki entuzjazm odczuwałem, gdy ukazało się "Untrue" od Buriala.

9,5/10

Dziękuję, dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz