2013
Tak, wiem, że sporo płyt ominąłem (RP Boo, J. Cole, Jay Z, Special Request, Jessy Lanza, Lil Jabba i jeszcze wieeele elektroniki), ale po prostu nie przesłuchałem ich w takim stopniu, żeby być w stanie je sklasyfikować, lub nie słuchałem ich w ogóle. W związku z tym na tej liście widnieją wszystkie albumy, które ogarnąłem w takim stopniu, że potrafię wystawić im ocenę.
38. TORO Y MOI - ANYTHING IN RETURN
Wynudziłem się przy tym tragicznie, chyba największy zawód roku. Toro uwielbiam, ale na tej płycie nie ma dosłownie nic, co mogłoby mnie skłonić do 2 odsłuchu. Miałkie, nudne, bezpłciowe. Żaden numer nawet nie ociera się o poziom "Talamak". Smuteczek, ale wierzę, że się odbije. Gorzej nie będzie.
37. KANYE WEST - YEEZUS
Coś strasznego. Jedna wielka kakofonia udająca nowatorstwo sprytnie ubrana we wdzianko "genialnego" konceptu i "sztuki". Mi to jednak bardziej podchodzi pod nieudolną próbę zdążenia zamknięcia płyty przed terminem i dorabiania do tego wiarygodnej ideologii, niż wielce przemyślanej wizji Westa. Jeśli chce posłuchać zbuntowanego, experymentalnego, nowatorskiego "rapu" to wybieram Death Grips. "Yeezus" tot akie Death grips dla MTV. Sami widzicie, że coś w tym zdaniu nie gra.
36. NOSAJ THING - HOME
Kolejne rozczarowanie. Nosaj Thing to mega uzdolniony gość, i niesamowicie czekałem na ten album w sumie w ciemno stawiająć go w czołówce roku. Do tego apetyt podkręcał singiel
"Eclipse/Blue", który jest naprawdę świetny. Niestety, nie ma na tej płycie nic ciekawego, poza właśnie tym singlem. Smuteczek vol. 2.
"Eclipse/Blue", który jest naprawdę świetny. Niestety, nie ma na tej płycie nic ciekawego, poza właśnie tym singlem. Smuteczek vol. 2.
35. LIL WAYNE - I AM NOT A HUMAN BEING II
Wygląda na to, że u Weezyego poziom będą trzymać tylko "Cartery", bo jego ostatnie dokonania misktejpowe, jaki i oba IANAHB są słabiutkie. IANAHBII ma kozacką okładkę, trochę fajnych panczy i genialne "God Bless America". Poza tym nic ciekawego, stać cię na więcej niż prostackie wersy o dupeczkach i ćpaniu panie Carter.
34. THE WEEKND - KISS LAND
Tak to już jest, gdy się na początku stawia poprzeczkę niesamowicie wysoko, a potem próbuje tylko klonować swoje wcześniejsze dokonania. Ciężko ocenić pozytywnie album, skoro nie ma na nim nic ciekawszego niż to co słyszeliśmy wcześniej na 3 mikstejpach. Trochę więcej kreatywności Abel, "Live For" to za mało, żeby zrobić dobrą płytę.
33. FRENCH MONTANA - EXCUSE MY FRENCH
Tutaj mamy pierwszą niespodziankę. Jak powszechnie wiadomo French Montana to rapowy kaleka, więc pozycję 33 należy traktować jako sukces. Nie będę ukrywał, że tę płytę zrobiły bity. Szczerze mówiąc to wg. mnie mamy tu do czynienia z największym stężeniem bangerów w tym roku. Sukcesem samego Frencha jest to, że nie przeszkadza, a to sprawia, że w samochodzie można spokojnie bez skipowania tę płytę przesłuchać i nawet być zadowolonym. Tylko tyle i aż tyle.
32. KID CUDI - INDICUD
Miałem duże oczekiwania, a wyszło opór średnio. Nie wiem, jakoś wydaje mi się, że Cudi coraz gorzej podśpiewuje, aż irytujący jest czasami. Tak naprawdę mógł z tego zrobić krótką epkę. Props za "Just What I Am" i "Young Lady" bo to świetne numery, jakby utrzymał ten poziom to by był dużo wyżej, a tak to wyszło jak wyszło.
31. KILO KISH - K+
Bardzo przyjemny materiał od Kilo Kish. Niby nic odkrywczego, szczerze mówiąc to nie ma na tym, żadnego konkretnego numeru, który mógłbym wyróżnić, ale połączenie spokojnych bitów i mega przyciągającego głosu + melorecytacji pani z nagłówka to niezawodna formuła. Posłuchaj sobie "Creepwave" z gościnnym udziałem Flatbush Zombies a ogarniesz o co chodzi. Ocenę podwyższa dołączenie do odsłuchu aspektu wizualnego w postaci fotki panny Kish.
30. ASAP ROCKY - LONGLIVEASAP
W sumie rozczarowanie. Nie ma nawet podjazdu do LiveLoveASAP. Oczywiście rozumiem, że to już w pełni mainstreamowy krążek i żeby się odpowiednio sprzedać, trzeba było załagodzić przećpane, kodeinowe brzmienie, oraz wrzucić kilka radiowych singlii, ale cóż, to nie mój problem. Są tutaj przebłyski jak np. "Angels", czy otwierające "LongLiveASAP" z genialnym hookiem na refren, ale tak jak w przypadkach Weeknda czy Cudiego. To za mało. Tym bardziej biorąc pod uwagę jaki potencjał ma ASAP Rocky.
29. BONOBO - THE NORTH BORDERS
Wynudziłem się strasznie. Mam wrażenie, że Bonobo wyczerpał swoje paliwo i ciężko mu już stworzyć coś oryginalnego, bo szczerze mówiąc nie potrafię odróżnić numerów z tego albumu od tych z "Black Sands". Oprócz tego to płyta gorsza od poprzedniej. Wiadomo, Bonobo broni się jakością, dlatego oczywiście nie powiem, że "TNB" to album słaby, jednak czy chcę go dzisiaj w ogóle słuchać? Niestety nie.
28. ATOMS FOR PEACE - AMOK
W sumie mógłbym przepisać notatkę z albumu Bonobo. Wiadomo, że trio Thom Yorke, Flea i Nigel Goodrich zawsze obroni się jakością jednak znając ich możliwości to jest to dzieło bardzo przeciętne. wszystko tu zlewa się w jednego wielkiego gluta, za mało tu jakiejkolwiek kreatywności, próby budowania klimatu. Tak plumka to sobie, aż doplumkuje do końca i to tyle. Zero emocji.
Czy chcę go dzisiaj w ogóle słuchać? Niestety nie.
27. QUASIMOTO - YESSIR WHATEVER
Mam słabość do tego projektu Madliba. Lord Quas zawsze miał u mnie wysokie miejsce w hierarchii, jednak ciężko postawić ten album wyżej niż wylądował, skoro to tak na prawdę nie album, a składak z niewydanych, lub niedostępnych na tę chwilę rzeczy. Zwykła paczka rare'ów od Madliba. Jasne, dalej buja, dalej to ten Quas jakiego kochamy, tylko jeśli wszystko to nie ma konceptu i jakiegoś spójnego pomysłu, to nigdy nie wyjdzie ponad jakiś tam level. W sumie nie można być rozczarowanym, bo wiadomo było jak to będzie wyglądać, ale z drugiej strony marząc o kolejnym klasyku od Madliba ciężko się jakoś nad tym rozpływać.
26. VNM - PROPEJN
Jedna z dwóch polskich płyt w zestawieniu. Fał zawsze nagrywał dobre longpleje, ale również zawsze musiał jakoś przykwasić, jak np. robiąc singlem numer "Flaj" z De Nekst Best. Tym razem obyło się bez spektakularnych wpadek. Album trzyma równy poziom i pokazuje, że VNM to typ siedzący w ścisłej czołówce jeśli chodzi o skillsy w Polsce (nawet mimo tego śmiesznego podbijania rymów jakimiś onomatopejami itp). To co zrobił tutaj SoDrumatic to majstersztyk, dla mnie chyba nr 1 producentów w naszym kraju (a na pewno znajduje się w top3).
25. PUSHA T - WRATH OF CAINE
Może i to dziwne, że jest w zestawieniu "Wrath of Caine" a nie ma "My Name is My Name", ale szczerze mówiąc LP 1/2 skłądu Clipse w ogóle mnie nie porwało i nie jestem w stanie go ocenić, gdyż przesłuchałem ten album może 2 razy. "Wrath of Caine" za to gościło na moich głośnikach więcej, i mimo, że dla mnie to rozczarowanie (Pusha T to jeden z moich ulubionych raperów) to i tak polecam. "Millions" to przeokrutny banger, "Only You can Tell" świetnie wykorzystuje sampel zespołu Yes, a "Blocka" to kandydat do numeru roku i kawałek który wg. mnie definiuje to, co powinien robić Pusha T.
24. MAC MILLER - WATCHING MOVIES WITH THE SOUND OFF
Kiedy już zaczynałem go skreślać, to on wypalił z całkiem przyzwoitym albumem. Może trochę przydługim, i z kilkoma zapychaczami, ale dalej na prawdę całkiem fajnym. Mac postanowił poszukać nowej tożsamości i chyba ją znalazł, choć to na razie prototyp. Śpiewanie, bity jak wyjęte z dysków twardych członków Odd Future, mocno rozleniwione flow - Miller zauważył, że formuła college boya z plecakiem już się wypaliła i zaczął szukać. Znalazł, ale czekam aż poskłąda elementy tej układanki do kupy, wtedy może się wbić w top 10.
23. FLATBUSH ZOMBIES - BETTER OFF DEAD
Zawsze jak myślę "Flatbush Zombies", to od razu do głowy wpadają mi The Underachievers. Raczej nie bez powodu. Obie ekipy są z Nowego Jorku (wywodzą się wręcz z tego samego miejsca, właśnie z Flatbush na Brooklynie), obie wypłynęły na świat w podobnym momencie i obie reprezentują podobny brzmieniowo rap. Ale to Zombiaki w perspektywie czasu zdystansowali Underów, w co szczerze mówiąc jeszcze jakiś czas temu bym nie uwierzył. Ten mikstejp idealnie pokazuje dlaczego tak się stało. Po pierwsze mają na siebie konkretny pomysł i koncept, po drugie mają lepsze ucho do bitów, po trzecie każdy z mc's zabija bezpośrednich konkurentów charyzmą. Różnorodność styli u zombiaków rozkłada na łopatki. Świetna płyta.
22. SHLOHMO - LAID OUT EP
Dla mnie jako wielkiego fana twórczości Shlohmo ta epka to mimo wszystko lekki zawód, jednak to dalej bardzo dobra dawka niepowtarzalnego stylu produkcji kalifornijczyka. Być może w tym przypadku zabrakło mu jakiegoś drobiazgu, żeby pchnąć ten materiał do czołówki roku. Myślę, że zrobi na tobie dużo większe wrażenie, jeśli ze Shlohmo nie miałeś do tej pory do czynienia. Poziom "Bad Vibes" to nie jest, ale mimo wszystko dalej lubie powyć w samochodzie frazy wokalne z poniższego numeru.
21. CASSIE - ROCK A BYE BABY
Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń roku. Cassie zamiast robić kolejny średnie pioseneczki poszła na całość, i przy pomocy MMG zaczęła katować dość mocne bity swoim śpiewankiem/rapem. Wyszło to nadspodziewanie dobrze, a numer "Numb" to jeden z moich top tego roku. Props dla Kaśki i czekam na LP, chociaż boję się, że już oficjalny długograj może być popową papką. Obym się mylił.
20. ALIX PEREZ - CHROMA CHORDS
Jedyny przedstawiciel drumandbassu w moim zestawieniu obronił się całkiem nieźle. Jako jeden z nielicznych przynajmniej stara się nie zjadać własnego ogona i szuka jakiś nowych rozwiązań. I choć nie zawsze mu to wychodzi, to przynajmniej próbuje. W sumie nawet ciężko nazwać ten album płytą dnb, bo na prawdę mamy tu inspiracje trapem, techno, futurystycznym soulem, mamy tu raperów, mamy wokalistki. No i wszystko to składa się w całkiem zgrabną, lawirującą między delikatnymi "balladkami" a mocnymi bangerami całość.
19. ROCKIE FRESH - ELECTRIC HIGHWAY
Niezła pozycja tego mikstejpu zaskoczeniem dla mnie nie jest, bo monitoruję dokonania Rockie Fresha od dość dawna. Jedyne czego się obawiałem, to tego, że Rick Ross i jego koleżki wypędzą z tego gościa jego niepowtarzalną stylówkę. Bałem się że po podpisaniu kontraktu po prostu rzucą go na Lugerowe bangery i tyle z tego będzie. Na szczęście myliłem się. Electric Highway to mixtape z konceptem. To muzyczne "Back to the future". Rockie wybrał świetne bity, a jego nawijka wpasowała się na nie idealnie. Polecanko.
P.S. Przykre, że ktoś tak chamsko skopiował numer Breakage'a i podpisał jako swój bit.
18. TYLER THE CREATOR - WOLF
Tyler musiał na tym albumie zrobić coś innego niż zwykle. Nie można trzech płyt jechać na jednym patencie. Najlepszy koncept nie pomoże (a taki w tej trylogii Tylera pod tytułem "Bastard", "Goblin" i "Wolf" jest) jeśli coś nie bedzie zaskakiwać. Na "Wolfie" to się w pewnym sensie udało. Bity są zdecydowanie bardziej przyswajalne, opowiadana historia już tak nie szokuje, a emocje pojawiające się na płycie to już nie tylko agresja. "IFHY" to jeden z najlepszych numerów roku i zdecydowanie kandydat do klipu roku.
17. TIM HECKER - VIRGINS
Król ambientu zaserwował nam w tym roku ciekawą propozycję. Mam wrazenie, ze na tym albumie Hecker skupił się bardziej na dźwięku źródłowym, niż na jego przetwarzaniu. Poza tym, w stosunku do jego wcześniejszych dokonań ten album jest wręcz agresywny. Dużo fortepianu, ambientowych przestrzeni i bezkompromisowości. Niektóre rozstrojone pętle wręcz do złudzenia przypominają mi rzeczy od Williama Basinskiego.
16.FABOLOUS - THE SOUL TAPE 3
Nigdy wielkim fanem Fabolousa nie byłem, ale obiektywnie patrząc to jest on w czołówce jeśli chodzi o tworzenie mikstejpów. W związku z tym rzutem na taśmę postanowiłem sprawdzić trzecią część "Soul Tape'ów" i ta reguła się potwierdziła. Fab ma świetne ucho do bitów, które pełne są oklepanych sampli, ale zaaranżowanych tak, że naprawdę należą się pokłony panom producentom. Rap autora mikstejpu może nie powala liryką, czy panczlajnami, ale świetnie w owe bity się wpasowuje. Jeśli myślę "Fabolous" to słyszę w głowie właśnie takie bity. Bardzo dobra pozycja.
15. RASMENTALISM - ZA MŁODZI NA HERODA
Ras i Ment mogli łądnie schrzanić sobie promocję tego albumu, gdyż na single wybrali najgorsze numery z płyty. Jak się jednak okazało, nikogo to raczej nie odstraszyło od sprawdzenia całości. I bardzo dobrze, ponieważ "ZMNH" to najlepszy polski rapowy album tego roku. W czasie, gdy rap w Polsce stał się najpopularniejszym gatunkiem muzycznym na szerokie wody wypływają ludzie tragiczni, którzy doprowadzają mnie do stanu w którym wstydzę się przed ludźmi powiedzieć, że słucham tej muzyki. Jednak jeśli chciałbym komuś pokazać co to jest dojrzały, dobrej jakości rap, to puścił bym mu bez zastanowienia najnowsze dzieło Rasmentalismu. Ras osiągnął życiową formę, już nie leje wody jak kiedyś, oraz raczej stroni od słabych linijek. Ment za to potwierdził swoją pozycję w top 5 polskich producentów i na tym albumie słychać, ze w swojej działalności nie obraca się tylko w hip hopie. Gdyby nie przeciętni gości (Spinache proszę zajmij się już tylko produkcją) to ten album mógłby być jeszcze wyżej. Tak to się robi!
14. JAMES BLAKE - OVERGROWN
Dla jednych James jest genialnym artystą, dla innych płaczącym smutasem. Dla mnie jest gościem, który idealnie wykorzystuje swoje talenty. Z jednej strony gość jest świetny produkcyjnie, jako Harmonimix stworzył w swojej karierze kilka świetnych klubowych sztosów. Z drugiej ma wokal idealnie nadający się do melancholijnych ballad, do których płakać będą nastolatki. Jeśli połączy się mimo wszystko dość alternatywne brzmienie z delikatnym wokalem, to otrzymujemy album, który tak naprawdę może spodobać się każdemu. Łatwy w odbiorze, ale moim zdaniem daleku mu do jakiegokolwiek kiczu, w związku z czym wieczorami często gościł na moich głośnikach.
13. MODERAT - MODERAT II
Moderaci dali to czego się spodziewałem, czyli lekką ewolucję brzmienia jedynki. Leciutką. I może dlatego trio po którym spodziewano się kandydata do albumu roku są u mnie poza 10. Oczywiście nie zmienia to faktu, że "II" to świetna płyta i miałem dużo przyjemności z jej odsłuchu, jednak nie wciągnęła mnie ona na tyle, by wbić się do mojej czołówki. Trochę może jest zbyt monotonna. Z drugiej strony muzyka Moderat zyskuje ogromnie na żywo co potwierdzili na tegorocznym Tauronie, gdzie ich wizualne show rozwaliło wszystkich na łopatki.
12. KING KRULE - 6 FEET BENEATH THE MOON
To, że rudy ma ogromny talent to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Wątpliwości natomiast budziło to, czy poradzi sobie z dłuższym materiałem. Wg mnie poradził sobie całkiem nieźle, "Easy Easy" to jeden z fajniejszych singli roku, a cały album zgrabnie trzyma się kupy. Jedyne czego tak naprawdę mogę się przyczepić to to, że albumowe wersja starszych numerów dla mnie są minimalnie słabsze. "Out Getting Ribs", czy "Ocean Bed" wolę jednak w pierwotnych wersjach. Jednak nie zmienia to faktu, że to czołówka roku.
11. FKA TWIGS - EP2
Ta dziewczyna to chyba jedno z największych objawień tego roku. Mimo, że w latach poprzednich już dała o sobie znać, to dopiero w 2013 zrobiła znaczący skok. I słusznie, bo "EP2" mimo, że jest raptem czteronumerową miniaturą to kreatywnością mogłaby obdarzyć niejeden album. Ciężko mi jakkolwiek sklasyfikować ten materiał. Futurystyczny, alternatywny soul? Chyba nie. Coś w okolicach r'n'b. Nieeeee. To po prostu FKA Twigs. A, jaram się opór produkcją na tej epce. Polecam ją śledzić, bo jak wyda jakiś dłuższy materiał, to może nieźle pozamiatać.
10. YC THE CYNIC - GNK
Dla mnie Cynic to hip hopowe odkrycie 2013. Świetny tekściarz, potrafiący odnajdywać się na przeróżnych bitach a do tego prowadzący świetny koncept przez cały czas trwania albumu. Płyta w sumie bez słabych punktów (no chyba, ze dla kogoś słabym punktem jest to, że YC okrutnie sepleni, no ale to kwestia dyskusyjna). Polecam śledzić go, bo nie sądzę, że z takim repertuarem ma szanse przebić się kiedykolwiek dużo dalej niż znajduje się w tej chwili, poza tym chyba nawet za bardzo do tego nie dąży Tak więc polubcie jego fanpejdż i czekajcie na kolejne wieści bo warto.
16.FABOLOUS - THE SOUL TAPE 3
Nigdy wielkim fanem Fabolousa nie byłem, ale obiektywnie patrząc to jest on w czołówce jeśli chodzi o tworzenie mikstejpów. W związku z tym rzutem na taśmę postanowiłem sprawdzić trzecią część "Soul Tape'ów" i ta reguła się potwierdziła. Fab ma świetne ucho do bitów, które pełne są oklepanych sampli, ale zaaranżowanych tak, że naprawdę należą się pokłony panom producentom. Rap autora mikstejpu może nie powala liryką, czy panczlajnami, ale świetnie w owe bity się wpasowuje. Jeśli myślę "Fabolous" to słyszę w głowie właśnie takie bity. Bardzo dobra pozycja.
15. RASMENTALISM - ZA MŁODZI NA HERODA
Ras i Ment mogli łądnie schrzanić sobie promocję tego albumu, gdyż na single wybrali najgorsze numery z płyty. Jak się jednak okazało, nikogo to raczej nie odstraszyło od sprawdzenia całości. I bardzo dobrze, ponieważ "ZMNH" to najlepszy polski rapowy album tego roku. W czasie, gdy rap w Polsce stał się najpopularniejszym gatunkiem muzycznym na szerokie wody wypływają ludzie tragiczni, którzy doprowadzają mnie do stanu w którym wstydzę się przed ludźmi powiedzieć, że słucham tej muzyki. Jednak jeśli chciałbym komuś pokazać co to jest dojrzały, dobrej jakości rap, to puścił bym mu bez zastanowienia najnowsze dzieło Rasmentalismu. Ras osiągnął życiową formę, już nie leje wody jak kiedyś, oraz raczej stroni od słabych linijek. Ment za to potwierdził swoją pozycję w top 5 polskich producentów i na tym albumie słychać, ze w swojej działalności nie obraca się tylko w hip hopie. Gdyby nie przeciętni gości (Spinache proszę zajmij się już tylko produkcją) to ten album mógłby być jeszcze wyżej. Tak to się robi!
14. JAMES BLAKE - OVERGROWN
Dla jednych James jest genialnym artystą, dla innych płaczącym smutasem. Dla mnie jest gościem, który idealnie wykorzystuje swoje talenty. Z jednej strony gość jest świetny produkcyjnie, jako Harmonimix stworzył w swojej karierze kilka świetnych klubowych sztosów. Z drugiej ma wokal idealnie nadający się do melancholijnych ballad, do których płakać będą nastolatki. Jeśli połączy się mimo wszystko dość alternatywne brzmienie z delikatnym wokalem, to otrzymujemy album, który tak naprawdę może spodobać się każdemu. Łatwy w odbiorze, ale moim zdaniem daleku mu do jakiegokolwiek kiczu, w związku z czym wieczorami często gościł na moich głośnikach.
13. MODERAT - MODERAT II
Moderaci dali to czego się spodziewałem, czyli lekką ewolucję brzmienia jedynki. Leciutką. I może dlatego trio po którym spodziewano się kandydata do albumu roku są u mnie poza 10. Oczywiście nie zmienia to faktu, że "II" to świetna płyta i miałem dużo przyjemności z jej odsłuchu, jednak nie wciągnęła mnie ona na tyle, by wbić się do mojej czołówki. Trochę może jest zbyt monotonna. Z drugiej strony muzyka Moderat zyskuje ogromnie na żywo co potwierdzili na tegorocznym Tauronie, gdzie ich wizualne show rozwaliło wszystkich na łopatki.
12. KING KRULE - 6 FEET BENEATH THE MOON
To, że rudy ma ogromny talent to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Wątpliwości natomiast budziło to, czy poradzi sobie z dłuższym materiałem. Wg mnie poradził sobie całkiem nieźle, "Easy Easy" to jeden z fajniejszych singli roku, a cały album zgrabnie trzyma się kupy. Jedyne czego tak naprawdę mogę się przyczepić to to, że albumowe wersja starszych numerów dla mnie są minimalnie słabsze. "Out Getting Ribs", czy "Ocean Bed" wolę jednak w pierwotnych wersjach. Jednak nie zmienia to faktu, że to czołówka roku.
11. FKA TWIGS - EP2
Ta dziewczyna to chyba jedno z największych objawień tego roku. Mimo, że w latach poprzednich już dała o sobie znać, to dopiero w 2013 zrobiła znaczący skok. I słusznie, bo "EP2" mimo, że jest raptem czteronumerową miniaturą to kreatywnością mogłaby obdarzyć niejeden album. Ciężko mi jakkolwiek sklasyfikować ten materiał. Futurystyczny, alternatywny soul? Chyba nie. Coś w okolicach r'n'b. Nieeeee. To po prostu FKA Twigs. A, jaram się opór produkcją na tej epce. Polecam ją śledzić, bo jak wyda jakiś dłuższy materiał, to może nieźle pozamiatać.
10. YC THE CYNIC - GNK
Dla mnie Cynic to hip hopowe odkrycie 2013. Świetny tekściarz, potrafiący odnajdywać się na przeróżnych bitach a do tego prowadzący świetny koncept przez cały czas trwania albumu. Płyta w sumie bez słabych punktów (no chyba, ze dla kogoś słabym punktem jest to, że YC okrutnie sepleni, no ale to kwestia dyskusyjna). Polecam śledzić go, bo nie sądzę, że z takim repertuarem ma szanse przebić się kiedykolwiek dużo dalej niż znajduje się w tej chwili, poza tym chyba nawet za bardzo do tego nie dąży Tak więc polubcie jego fanpejdż i czekajcie na kolejne wieści bo warto.
9. BURIAL - RIVAL DEALER
Four T... STOP. J.K Row... STOP. Burial zaryzykował. Tak, wg mnie przy jego strategii, czyli wydawaniu kilkudziesięciominutowej epki raz do roku majstrowanie przy czymś, co było jego głównym atutem od zawsze to ryzyko. Pal licho sample, pal licho brzmienie, ale Bevan postanowił pogrzebać przy klimacie swoich nagrań. To nie są już nocne, londyńskie hybrydy garage'u i dubstepu do słuchania w autobusie o 3.00 podczas wracania z imprezy. Epka "Rival Dealer", to raczej radosne kawałki, momentami wręcz cukierkowe i choć brzmienie dalej jest nie do pomylenia, to jakby mi ktoś puścił jakiś 30 sekundowy wycinek z drugiej części numeru "Hiders", to bym stwierdził, że to bezczelny trolling. Jako całość jednak łączy się to wszystko wspaniale, a Burial udowodnił, że rave'owe elementy, bębny jak wyjęte ze starych numerów Kombii, wokal na autotunie, czy jakieś loopy wprost wygrzebane z bliskiego wschodu mogą dalej być "jego" muzyką.
8. DEAFHEAVEN - SUNBATHER
Największa niespodzianka tego roku. Szczerze mówiąc postanowiłem sprawdzić ten album, bo zobaczyłem, ze na wielu portalach otrzymał bardzo dobre oceny. Nawet nie wiedziałem czego się po tym spodziewać. Okazało się, że to niesamowicie zgrabna hybryda metalu, punka, post rocka i jeszcze paru innych rzeczy. Genialnie zaaranżowane numery, mające ponad 10 minut nie nudzą ani sekundę (propsy dla perkusisty, genialny gość). Mocne gitarowe riffy mimo wszystko bardziej przypominają jakieś grubsze odpały Sigur Ros, a jednak genialnie w to wpasowuje się typowe, metalowe darcie mordy. Genialny album.
7. ETHEL WULF - DAMARE SHIZUKANI
Tak powinien brzmieć cloud rap. Niesamowite propsy ślę Ericowi Dingusowi, który moim zdaniem już przerósł Clams Casino, a do tego jest niesamowicie płodnym bitmejkerem. Ethel Wulf (dziś Xavier Wulf, beka) dopasował się do tego idealnie, ale to żadne zaskoczenie biorąc pod uwagę, że szlify zbierał obok SGP w Raider Clanie. Materiał przez cały czas trwania nie odpuszcza lenikwego, kodeinowego klimatu. Nie ma słabego bitu Erica, nie ma słabego przelotu Xaviera. Gdyby taki poziom miało LP, to byłoby top 3.
6. THUNDERCAT - APOCALYPSE
Thundercat poprzeczkę ustawił sobie bardzo wysoko, bo jego poprzedni album był genialny, ale szczerze mówiąc wg. mnie przeskoczył ją i to do tego z dużym zapasem. "Heartbreaks+Setbacks" to chyba mój ulubiony numer z mijającego roku, album jest dopracowany w najmniejszym szczególe, słychać, że FlyLo maczał przy nim palce, bo mamy trochę więcej abstrakcji niż wcześniej, ale ani trochę nie odbiera mu to słuchalności. Tak powinien brzmieć nowoczesny "jazz", strasznie żałuję, że nie widziałem Thundercata na tegorocznym TNM, niestety Amon Tobin wzywał.
5. DJ RASHAD - DOUBLE CUP
Najlepszy elektroniczny album jaki w tym roku słyszałem. Rashad pokazał, że jego głowa dalej jest pełna pomysłów, i że potrafi dość chaotyczną formułę footworku zaprezentować tak, żeby była ona strawna dla każdego słuchacza. Co ważne, album ten to nie tylko zbiór klubowych bangerów, ale krążek, który świetnie się sprawdza również w domowym środowisku. Dobra robota Rashad, czekam na więcej!
4. DRAKE - NOTHING WAS THE SAME
Drizzy udowodnił, że to nie Kanye, nie Kendrick, ale właśnie on jest królem mainstreamu. Sześć hitowych singli, numer jeden Billboardu i ponad 650.000 sprzedanych kopii w pierwszym tygodniu. I mimo, iż Drake jest królem sprzedaży, to ten album nie jest typową mainstreamową płytą w formule "6 singli i wypełniacze". Cały album ma bardzo spójny muzyczny koncept (propsy Noah "40" Shebib), Drake odnalazł w sobie nowe flow krzykacza ("Worst Behaviour"), potrafi prześpiewać cały kawałek, albo agresywnie zarapować. Dla mnie mimo wszystko ten album to level w górę w porównaniu do "Take Care". Drake jest teraz królem, musisz się z tym pogodzić.
3. DANNY BROWN - OLD
Adderall Admiral pogodził wszystkich idealnie. Zwolennicy starego Dannego Browna mają genialną lirycznie, bardzo szczerą i bezpośrednią, na brudnych jak dzisiejsze Detroit bitach "Side A" albumu. Fani Dannego-wariata dostają, bangerową, pełną alkoholu, ćpania i dupeczek "Side B". I choć wielu narzeka na ten koncept dla mnie jest on idealny. Płyta rozpędza się powoli, skłania do refleksji, a jak już prawie dostajemy depresji słuchając historii życia tego świra, nagle wypłaca nam sztukę w mordę numerem "Dope Song" na świetnym bicie Rustiego i po kilkudziesięciominutowym szaleństwie na "Side B" smucimy się jeszcze bardziej bo zdajemy sobie sprawę, że Brown jak prawdziwy rockstar pewnie zejdzie koło czterdziestki. Danny udowodnił, że potrafi więcej niż tworzyć pojedyncze imprezowe petardy, udowodnił też, że jest jednym z najprawdziwszych graczy na scenie. A Paul White udowodnił, że jest wymarzonym producentem dla Browna. Genialna płyta, słuchaj jej uważnie a się nie zawiedziesz.
2. CHILDISH GAMBINO - BECAUSE THE INTERNET
Widziałem wiele niedobrych recenzji tego albumu. Szczerze to jedynym wytłumaczeniem dla mnie jest to, że ktoś nie umie słuchać ze zrozumieniem. Ta płyta zjada całe wcześniejsze dokonania muzyczne Donalda Glovera na ogromnym luzie (tak, wliczam w to "Camp"). Żeby zrozumieć tę płytę musisz: Obejrzeć najpierw TO (ten film to wprowadzenie do całego albumu, nie uwzględniając tego recenzent udowadnia tylko, że jest dałnem, bo to tak jak by oceniał film, który włączył od połowy), potem otworzyć TO (jw. jak ktoś tego nie uwzględnia w ocenie to jest dałnem) i dopiero puścić album słuchając go uważnie. Cała płyta to genialny storytelling z całą paletą smaczków (jak w "Pink Toes" z Jhene Aiko, gdzie ten numer to nie jest tak naprawdę lovesong, a kawałek O SPRZEDAWANIU DRAGÓW i takich rzeczy na tej płycie jest pełno), którego słucha się, jakby oglądało się film. Serio, nie rozumiem jak można ocenić nisko album, który muzycznie i lirycznie od początku do końca jest genialny a do tego ma świetnie zbudowany koncept. Ej Kanye, zobacz jak mógłby brzmieć Yeezus, jakbyś się postarał i porównaj budżety. Przejście w "Worldsrar" z trapowego bangera do jazzowej ballady to majstersztyk. Ten album to też majstersztyk i do tej pory zastanawiam się, czy nie zasługuje na nr.1. Propsy Glover, pozjadałeś.
1. CHANCE THE RAPPER - ACID RAP
"Acid Rap to mixtape który towarzyszy mi od Lipca nieprzerwanie do dzisiaj. Chance wyskoczył z nikąd (wiadomo, dla zorientowanych nie tak z nikąd, ale dla ogółu na pewno) i rozwalił wszystkich. Nie będę sie strasznie dużo teraz o nim rozpisywał, bo rozpisałem się już TUTAJ. Powiem tylko, że z perspektywy czasu ocenę podniósłbym do 9, ponieważ nie spodziewałem się, że ta produkcja tak dobrze przetrwa próbę czasu. PŁYTA ROKU. Do zobaczenia w 2014.
Four T... STOP. J.K Row... STOP. Burial zaryzykował. Tak, wg mnie przy jego strategii, czyli wydawaniu kilkudziesięciominutowej epki raz do roku majstrowanie przy czymś, co było jego głównym atutem od zawsze to ryzyko. Pal licho sample, pal licho brzmienie, ale Bevan postanowił pogrzebać przy klimacie swoich nagrań. To nie są już nocne, londyńskie hybrydy garage'u i dubstepu do słuchania w autobusie o 3.00 podczas wracania z imprezy. Epka "Rival Dealer", to raczej radosne kawałki, momentami wręcz cukierkowe i choć brzmienie dalej jest nie do pomylenia, to jakby mi ktoś puścił jakiś 30 sekundowy wycinek z drugiej części numeru "Hiders", to bym stwierdził, że to bezczelny trolling. Jako całość jednak łączy się to wszystko wspaniale, a Burial udowodnił, że rave'owe elementy, bębny jak wyjęte ze starych numerów Kombii, wokal na autotunie, czy jakieś loopy wprost wygrzebane z bliskiego wschodu mogą dalej być "jego" muzyką.
8. DEAFHEAVEN - SUNBATHER
Największa niespodzianka tego roku. Szczerze mówiąc postanowiłem sprawdzić ten album, bo zobaczyłem, ze na wielu portalach otrzymał bardzo dobre oceny. Nawet nie wiedziałem czego się po tym spodziewać. Okazało się, że to niesamowicie zgrabna hybryda metalu, punka, post rocka i jeszcze paru innych rzeczy. Genialnie zaaranżowane numery, mające ponad 10 minut nie nudzą ani sekundę (propsy dla perkusisty, genialny gość). Mocne gitarowe riffy mimo wszystko bardziej przypominają jakieś grubsze odpały Sigur Ros, a jednak genialnie w to wpasowuje się typowe, metalowe darcie mordy. Genialny album.
7. ETHEL WULF - DAMARE SHIZUKANI
Tak powinien brzmieć cloud rap. Niesamowite propsy ślę Ericowi Dingusowi, który moim zdaniem już przerósł Clams Casino, a do tego jest niesamowicie płodnym bitmejkerem. Ethel Wulf (dziś Xavier Wulf, beka) dopasował się do tego idealnie, ale to żadne zaskoczenie biorąc pod uwagę, że szlify zbierał obok SGP w Raider Clanie. Materiał przez cały czas trwania nie odpuszcza lenikwego, kodeinowego klimatu. Nie ma słabego bitu Erica, nie ma słabego przelotu Xaviera. Gdyby taki poziom miało LP, to byłoby top 3.
6. THUNDERCAT - APOCALYPSE
Thundercat poprzeczkę ustawił sobie bardzo wysoko, bo jego poprzedni album był genialny, ale szczerze mówiąc wg. mnie przeskoczył ją i to do tego z dużym zapasem. "Heartbreaks+Setbacks" to chyba mój ulubiony numer z mijającego roku, album jest dopracowany w najmniejszym szczególe, słychać, że FlyLo maczał przy nim palce, bo mamy trochę więcej abstrakcji niż wcześniej, ale ani trochę nie odbiera mu to słuchalności. Tak powinien brzmieć nowoczesny "jazz", strasznie żałuję, że nie widziałem Thundercata na tegorocznym TNM, niestety Amon Tobin wzywał.
5. DJ RASHAD - DOUBLE CUP
Najlepszy elektroniczny album jaki w tym roku słyszałem. Rashad pokazał, że jego głowa dalej jest pełna pomysłów, i że potrafi dość chaotyczną formułę footworku zaprezentować tak, żeby była ona strawna dla każdego słuchacza. Co ważne, album ten to nie tylko zbiór klubowych bangerów, ale krążek, który świetnie się sprawdza również w domowym środowisku. Dobra robota Rashad, czekam na więcej!
4. DRAKE - NOTHING WAS THE SAME
Drizzy udowodnił, że to nie Kanye, nie Kendrick, ale właśnie on jest królem mainstreamu. Sześć hitowych singli, numer jeden Billboardu i ponad 650.000 sprzedanych kopii w pierwszym tygodniu. I mimo, iż Drake jest królem sprzedaży, to ten album nie jest typową mainstreamową płytą w formule "6 singli i wypełniacze". Cały album ma bardzo spójny muzyczny koncept (propsy Noah "40" Shebib), Drake odnalazł w sobie nowe flow krzykacza ("Worst Behaviour"), potrafi prześpiewać cały kawałek, albo agresywnie zarapować. Dla mnie mimo wszystko ten album to level w górę w porównaniu do "Take Care". Drake jest teraz królem, musisz się z tym pogodzić.
3. DANNY BROWN - OLD
Adderall Admiral pogodził wszystkich idealnie. Zwolennicy starego Dannego Browna mają genialną lirycznie, bardzo szczerą i bezpośrednią, na brudnych jak dzisiejsze Detroit bitach "Side A" albumu. Fani Dannego-wariata dostają, bangerową, pełną alkoholu, ćpania i dupeczek "Side B". I choć wielu narzeka na ten koncept dla mnie jest on idealny. Płyta rozpędza się powoli, skłania do refleksji, a jak już prawie dostajemy depresji słuchając historii życia tego świra, nagle wypłaca nam sztukę w mordę numerem "Dope Song" na świetnym bicie Rustiego i po kilkudziesięciominutowym szaleństwie na "Side B" smucimy się jeszcze bardziej bo zdajemy sobie sprawę, że Brown jak prawdziwy rockstar pewnie zejdzie koło czterdziestki. Danny udowodnił, że potrafi więcej niż tworzyć pojedyncze imprezowe petardy, udowodnił też, że jest jednym z najprawdziwszych graczy na scenie. A Paul White udowodnił, że jest wymarzonym producentem dla Browna. Genialna płyta, słuchaj jej uważnie a się nie zawiedziesz.
2. CHILDISH GAMBINO - BECAUSE THE INTERNET
Widziałem wiele niedobrych recenzji tego albumu. Szczerze to jedynym wytłumaczeniem dla mnie jest to, że ktoś nie umie słuchać ze zrozumieniem. Ta płyta zjada całe wcześniejsze dokonania muzyczne Donalda Glovera na ogromnym luzie (tak, wliczam w to "Camp"). Żeby zrozumieć tę płytę musisz: Obejrzeć najpierw TO (ten film to wprowadzenie do całego albumu, nie uwzględniając tego recenzent udowadnia tylko, że jest dałnem, bo to tak jak by oceniał film, który włączył od połowy), potem otworzyć TO (jw. jak ktoś tego nie uwzględnia w ocenie to jest dałnem) i dopiero puścić album słuchając go uważnie. Cała płyta to genialny storytelling z całą paletą smaczków (jak w "Pink Toes" z Jhene Aiko, gdzie ten numer to nie jest tak naprawdę lovesong, a kawałek O SPRZEDAWANIU DRAGÓW i takich rzeczy na tej płycie jest pełno), którego słucha się, jakby oglądało się film. Serio, nie rozumiem jak można ocenić nisko album, który muzycznie i lirycznie od początku do końca jest genialny a do tego ma świetnie zbudowany koncept. Ej Kanye, zobacz jak mógłby brzmieć Yeezus, jakbyś się postarał i porównaj budżety. Przejście w "Worldsrar" z trapowego bangera do jazzowej ballady to majstersztyk. Ten album to też majstersztyk i do tej pory zastanawiam się, czy nie zasługuje na nr.1. Propsy Glover, pozjadałeś.
1. CHANCE THE RAPPER - ACID RAP
"Acid Rap to mixtape który towarzyszy mi od Lipca nieprzerwanie do dzisiaj. Chance wyskoczył z nikąd (wiadomo, dla zorientowanych nie tak z nikąd, ale dla ogółu na pewno) i rozwalił wszystkich. Nie będę sie strasznie dużo teraz o nim rozpisywał, bo rozpisałem się już TUTAJ. Powiem tylko, że z perspektywy czasu ocenę podniósłbym do 9, ponieważ nie spodziewałem się, że ta produkcja tak dobrze przetrwa próbę czasu. PŁYTA ROKU. Do zobaczenia w 2014.